wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 9

To co dzisiaj przydarzyło się na treningu było dziwne. Alice postanowiła, że nikomu o tym nie powie. Nie chciała niepotrzebnych plotek i tak czuje się tutaj jak odludek. Postanowiła poszukać Starka. Chciała jak najszybciej wrócić do domu. Trochę jej głupio, że tak go wykorzystuje, ale to on sam powiedział, że bez jego zgody nie może nigdzie wyjść. 19-letnia dziewczyna musi się pytać czy może gdziekolwiek wyjść. To jest żałosne, ale innego wyjścia nie ma. W końcu zdecydowała się pójść poszukać go na samej górze. Weszła na drugie piętro gdzie się znajdowały laboratoria. Na dobrą sprawę na każdym pietrze znajdowała się przynajmniej para, ale na samej górze były najnowocześniejsze i najlepsze sprzęty jakie T.A.R.C.Z.A. miała, a tam gdzie jest coś najnowocześniejszego i najlepszego to na pewno jest i Stark. Weszła do pierwszej sali, ale tam nikogo nie było. Poszła do drugiej, a w niej znalazła tylko jakiś obcych naukowców ubranych w białe skafandry z maskami na oczy.
- Widzieliście może Stark'a? - Spytała niepewnie. Jeden z nich zdjął maskę ukazując duże ciemne jak noc oczy. Kogoś dla niej przypominał, ale kogo?
- Pewnie jest jak zawsze z Brucem - odpowiedział odrywając się na chwilę z wykonaniem czynności.
- W takim razie gdzie jest Bruce? - Zapytała zniecierpliwiona.
- Trzecie drzwi na lewo i jakbyś mogła... - Nie dokończył, bo dziewczyna już wyszła. Wolała nie słuchać nieważnych próśb. Idąc raźno liczyła każde drzwi. W końcu zatrzymała się przed tym miejscem o którym mówił tamten chłopak. Chwyciła za klamkę i pchnęła mocno drzwi przed siebie. W tym pokoju stały sprzęty bardzo wysokiej klasy tak jak się domyślała. Weszła energicznie do środka. Przy drzwiach stał Bruce robiący coś przy jakimś hologramie, a Tony stał kilka metrów dalej i majstrował przy swoim kostiumie.
- Cześć Bruce! - Serdecznie przywitała się z nim, a on na przywitanie machnął ręką. - Hej Tony! - Powtórzyła tym razem robiąc maślane oczy z nadzieją, że coś wskóra.
- Czego chcesz? - Spytał nie odrywając się od mechanicznej ręki.
- Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - Odparła zirytowana. Spojrzał na nią spod robota. - No dobra. Zawieziesz mnie do domu? - Poprosiła kładąc rękę na jego ramieniu.
- Jestem teraz zajęty - odpowiedział ściągając jej dłoń. - Poproś Clint'a albo Steve'a żeby cię zawieźli.
- A nie ma innego sposobu? Autobus czy coś? - Powiedziała z grymasem.
- Jeśli chcesz iść pieszo minimum trzy kilometry żeby potem godzinę się ciągać po mieście to proszę.
- No dobra - westchnęła. - A ty Bruce? - Zwróciła się do drugiego Avengera.
- Na mnie nie licz - rzekł także nie odrywając się od pracy.
- To idę szukać Clint'a - odparła i szurając trampkami wyszła z sali.
- Pewnie jest w hangarze - usłyszała nikły głos Tony'ego. Zeszła na parter gdzie gromadziło się teraz najwięcej agentów. Była właśnie pora obiadowa. Nie wiedząc gdzie konkretnie znajduje się hangar spytała się jednego z nich, który okazał się tym samym co wtedy. Ciągle miała przed oczami niewyraźną postać podobną do niego, ale nie wiedziała kto to jest. Tak jakby jej podświadomość nie chciała tego wiedzieć.
- Jak na agentkę jesteś dość mało obeznana - zaśmiał się pogardliwie co nie ruszyło dziewczyny.
- Dopiero zaczynam - odpowiedziała mu krótko przyglądając się rysom agenta. Był to młody chłopak może w jej wieku. Blondyn o lekko roztrzepanych włosach i bardzo ciemnych oczach. Nie był bardzo zbudowany, a rysy jego były bardzo delikatne. - Powiesz mi gdzie to jest?
- Musisz wyjść z budynku, a potem kierować się na pas startowy samolotów. Dalej już będziesz wiedzieć jak, bo to jedyny najbliższy budynek przy pasie wylotowym - wytłumaczył. Ton jego głosu wydawał się dość zgryźliwy, ale ją to jakoś głębiej nie zaciekawiło. Alice podziękowała mu jakby od niechcenia i wyszła z budynku. Właśnie grzało wiosenne popołudniowe słońce. Minęła pas startowy, który był pusty i przez rozchylone drzwi bramy weszła do środka. W środku panowała cisza, tylko słychać było kroki brunetki. Zatrzymała się kiedy ujrzała Clint'a majstrującego przy jakimś samolocie. Nie widziała go dokładnie, bo spod pojazdu wystawały tylko jego nogi.
- Co tutaj robisz? - Zapytał zaciekawiony wychylając się spod samolotu. Był cały obsmarowany jakoś cieczą.
- Skąd wiesz, że to ja? - odrzekła z ciekawością zakładając ręce. - Masz tutaj jakąś kamerkę?
- Nikt tak głośno nie chodzi jak ty - odparł i wstał z ziemi.
- A ty pewnie psujesz ten biedny samolocik - zripostowała wskazując na pojazd stojący z tyłu.
- Musisz wiedzieć, że nie psuję, a naprawiam. Przynajmniej próbuję - podrapał się z frustracją po głowie.
- Zawieziesz mnie do domu? - Poprosiła dorzucając swój najpiękniejszy uśmiech.
- Stark nie jest już twoim szoferem? - Zaśmiał się.
- Ma dużo roboty - oznajmiła z  niecierpliwie przeskakując z nogi na nogę.
- Skąd ja to znam - westchnął po czym wyciągając kluczyki z kieszeni i wsiadł do stojącego z tyłu samolotu. Zmarszczyła gniewnie oczy.
- Miałeś mnie zawieść. Jak nie chcesz to znajdę kogoś innego kto by mi pomógł - bąknęła.
- Zawiozę cię - powiedział wciskając różne przyciski. Samolot wydał przeraźliwy burkot tak, że Alice musiała zatkać uszy żeby nie ogłuchnąć. - Wypróbujemy te cacko. Lecisz czy nie? - Spytał rozsiadając się na fotelu pilota. Weszła niepewnie do środka.
- Możesz tak o sobie włączać samolot i lecieć? Czy jesteś pewien, że on działa? - Pytała krzycząc, bo przez ten hałas szumiało jej w uszach.
- Tak w końcu można powiedzieć, że jest to mój pojazd, a czy działa to się przekonamy. W końcu jesteś Avenger co nie? Ryzyko to toje drugie imię - rzekł wciskając czerwony guzik, który zamknął wejście.
- Jestem ciekawa jak zareagują ludzie jak zobaczą latający pojazd na parkingu - zagadnęła retorycznie siadając obok Avengera.
- Stark ma własne lotnisko na dachu. Nie widziałaś? - Odpowiedział spoglądając na nią z ukosa. Dach w hangarze otworzył się, a samolot poderwał się z ziemi.
- Wiele rzeczy nie widziałam.
Znaleźli się w powietrzu. Dziewczyna wyjrzała przez okno. Wszystkie budynki były bardzo małe. Czuła się taka wielka wśród tego małego świata.
- Jeszcze się napatrzysz. To nasz główny transport - odparł, ale ona go nie słuchała. Nie mogła się nadziwić tego pięknego widoku. - Słuchasz mnie?! - Krzyknął po jakimś czasie. - Już lądujemy - oznajmił powoli opuszczając pojazd. Oderwała się od okna i wstała podchodząc do wyjścia. Gdy już wylądowali drzwi się otworzyły i brunetka wyszła z samolotu. Był już wieczór. Stała na dachu budynku. Podziękowała i ruszyła przed siebie nie wiedząc nawet gdzie ma iść. Tylko światła ulic Nowego Jorku umożliwiały jej jakiekolwiek widzenie. Stanęła nad przepaścią i spojrzała w dół. Na ulicach było pełno młodych ludzi, którzy każdego wieczoru wychodzą na ulice żeby się bawić. Nagle przypomniała sobie o propozycji Lisy o wspólnym wyjściu na imprezę. Nie był to głupi pomysł tym bardziej jak jest teraz sama, a Tony jest bardzo zapracowany. Wyjdzie na godzinę i wróci zanim Avenger wróci do domu. Pobiegła szybko w stronę schodów. Zbiegła z nich i znalazła się na tarasie. Przez drzwi balkonowe weszła do mieszkania. Otworzyła szafę gdzie pojawiły się przed jej oczami różne ubrania. Zaczęła je przekładać szukając czegoś fajnego. Zdecydowała się na czarną spódnice i biały top. Zrobiła szybki prysznic i była gotowa do wyjścia. Po cichu przemknęła przez dom. Wyciągnęła telefon żeby zadzwonić do koleżanki. Wykręciła numer i przyłożyła telefon do ucha. Chwyciła za klamkę, kiedy nagle poczuła, że ktoś stoi za nią. Szybko odwróciła się i za sobą zobaczyła Stark'a. Rozłączyła się odkładając telefon do torebki.
- Wybierasz się gdzieś? - Spytał zakładając ręce.
- Ja... - zmieszała się. - Nigdzie.
- Na pewno? Ja myślałem, że idziesz na imprezę - spojrzał na nią badawczym wzrokiem.
- Ja i impreza - zaśmiała się gorzko. - Chyba mnie jeszcze nie znasz - minęła go przechodząc do salonu.
- Wiem o tobie więcej niż się spodziewasz.
Popatrzyła na niego pytająco, ale po chwili znała już odpowiedź.
- Śledzisz mnie! - Krzyknęła.
- Nie - skrzywił się. - To nie w moim stylu. Ja kameruje - powiedział głosem takim jakby był dumny z tego co mówi, ale to jeszcze bardziej zdenerwowało Alice.
- Pewnie i w łazience mnie podglądasz! - Naskoczyła na niego.
- Nie, ale mogłabyś nie śpiewać jak się myjesz, bo strasznie fałszujesz.
- Nie chce cię znać! - Wykrzyczała i pobiegła do swojego pokoju. Może zachowała się jak typowa nastolatka, ale ją to nie obchodziło. Rzuciła się na łóżko i wsadziła twarz w poduszkę. Chciała krzyczeć. Była bez sił. Cały dzień ją wykończył, a to dopiero pierwsze dni.
***
Następnego dnia nie poszła do szkoły. Chciała uniknąć niepotrzebnego wysiłku. W zamian pojechała z Tonym do T.A.R.C.Z.Y. Do niego postanowiła się nie odzywać. Denerwowało ją ten jego durna pewność siebie. Już wolałaby mieszkać w małej klitce niż z tym dupkiem jak go zaczęła nazywać. Najlepiej by wróciła do domu. Do mamy. Przez chwile myślała o matce. O tym, że pewnie teraz ma święty spokój i normalnie może żyć. Całą drogę spędzili w ciszy. Na miejscu też do niego nic nie mówiła tylko wysiadła trzaskając za sobą drzwiami tak jak lubiła robić. Ruszyła do wejścia. Międzyczasie mijała wiele innych osób, których już znała z widzenia. Chciała jak najszybciej znaleźć Fury'ego. Może miałby dla niej jakąś ciekawą robotę. Nawet sprzątanie kibla by ją zadowoliło. Weszła do środka i zaczęła sobie przypominać drogę do jego gabinetu. Ruszyła pomału przed siebie wtykając nos w ziemię i nie patrząc czy ktoś jest przed nią aż w końcu poczuła lekkie uderzenie. Coś podobnego do zderzenia się z ścianą, ale to było nie tak bolesne. Nie zwracając uwagi na osobę ominęła ją i ruszyła dalej. Kiedy usłyszała za sobą śmiech odwróciła się pewna, że to znowu Pietro, ale to nie był on. Był to Steve. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
- Nie przywitasz się ze mną? - Spytał rozbawiony.
- Cześć Steve - rzekła sucho nie odrywając wzroku od ziemi.
- Tyle w tym miłości - zironizował co przyprawiło ją o dreszcz. - Dokąd idziesz?
- Do Fury'ego - odparła przyduszonym głosem.
- Nie musisz już iść, bo będziesz miała trening z Thorem - oznajmił.
- A ty skąd to wiesz? - Zapytała zaciekawiona.
- Mam swoje źródła - odpowiedział krótko i puścił brunetce oko. Pokręciła znacząco oczami. Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść.
- Gdzie ty idziesz? - Zagadnął zdziwiony doganiając ją.
- Poszukać Thora, a nie widać? - Bąknęła.
- Nie widać, bo ja bym go szukał w pokoju narad, czyli tam gdzie się spotykamy wszyscy. Ja to tak nazywam - wyjaśnił.
- Fascynujące - zironizować. - Będziesz mi towarzyszył?
 - Furry mnie prosił żebym zobaczył jak ci idzie.
 Dziewczyna westchnęła ciężko. Mogła od razu mu powiedzieć, że idzie koszmarnie i nie nadaje się na Avengers'a. Nie podobało jej się te towarzystwo. Chętnie wolałaby ten czas spędzić z samym Thorem, ale jak tak Fury mówi to tak ma być o ile to wszystko jest prawdą. Zajście tam nie zajęło im dużo czasu. Sala ta znajdowała się na pierwszym pietrze niedaleko pokoi agentów. Można śmiało ją nazwać punktem obserwacyjnym, bo znajdowało się tam wielkie okno z którego było widać wszystko w odległości kilkunastu kilometrów. Steve popchnął drzwi, które uderzyły o boczną ścianę i zamknęły się z trzaskiem. W środku tak jak sądził był Thor, ale oprócz niego Natasha.
- Coś dzisiaj szybko - odezwał się bujając na obrotowym stoliku.
- Nie byłam dzisiaj w szkole - odpowiedziała.
- Przecież grzeczne dziewczynki chodzą do szkoły - uśmiechnęła się Natasha.
- Ja nie jestem grzeczną dziewczynką - odpowiedziała szerokim uśmiechem co w jej wykonaniu wyglądało idiotycznie.
- Idziemy! - Rozkazał Thor energicznie wstając. Cała trójka wyszła idąc gęsiego. Pierwszy szedł Thor za nim Alice, a na końcu Steve. Dziewczynę zastanawiało czego ją może nauczyć.
- Nauczysz mnie wbijania młotkiem śrubki? - Zaśmiała się.
- Nie - skrzywił się jakby ten żart sprawił mu przykrość. - Młot jest tylko dla wybrańców. Cię mam zaszczyt nauczyć latania.
- Latania! - Zaśmiała się głośno.
- Skoro umiesz znikać, czarować i szybko biegać to czemu nie umiałabyś latać? W końcu jesteś "Super Dzieckiem" - odwrócił się do niej i rzucił porozumiewawcze spojrzenie dla Steve'a żeby ten zostawił ich na razie samych. "Super Dziecko"? Brzmi to jak postać z filmu dla dzieci o superbohaterach. Trochę speszyło ją te określenie, ale chyba nie zwróci uwagę dla Avengera i to jeszcze boga, który jest od niej o wiele silniejszy. Może brzmi to dziwnie, ale czasami boi się ich kiedy słyszy te wszystkie rzeczy jakie oni zrobili dla świata. - Chodź za mną - powiedział wskazując na schody, które stały przed nimi. Powoli zaczęli wchodzić po nich. Schody nie były długie, ale bardzo strome i dziewczyna musiała trzymać się balustrady. - Wiesz jak ptaki uczą latania swoje pisklęta? - Zagadnął.
- Zrzucają je z gniazd, chyba - odpowiedziała chociaż szczerze mówiąc nie miała pojęcia. Stali właśnie na balustradzie pod którą znajdowała się duża pusta hala. Brunetka wychyliła się żeby zobaczyć jak jest wysoko, a było dość żeby serce zaczęło bić mocniej. Thor, który przyglądał się jej zachowaniu podszedł do niej bliżej tak, że czuła jego oddech na plecach. - Nie wiem jak ty to chcesz zrobić - rzekła nie odrywając oczu od gołej bez żadnych materaców i innych zabezpieczeń podłogi.
- Zobaczysz - odparł i w tej chwili popchnął Alice, która tracąc równowagę runęła w dół z krzykiem. Spadając czuła się jak głaz, który z coraz większą szybkością leci w dół żeby potem zostawić po sobie na dole krwawy ślad. Z nią też tak będzie. Zostanie tylko plama. Miała już śmierć w oczach. Zaczęła machać rękami jak ptak z nadzieją, że na samym dole wzbije się w powietrze, ale dobrze wie, że tak nie będzie. Zamknęła oczy. Nagle poczuła jak ktoś ją łapie i przestaje spadać.
---------------------------------------
Oto po dłuższej przerwie rozdział 9. Nie jest to jakiś super rozdział. Szczerze to nawet napisałam go od niechcenia. Ciągle coś zmieniałam, dodawałam aż w końcu wyszło coś takiego. Osądźcie go sprawiedliwie. xD Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
3 komentarze=następny rozdział 
Oreuis bajkowe-szablony