niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 15

      Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Słowa koleżanki przyniosły ulgę oraz rozbawienie. Myśl o tym, że Steve mógłby być jej chłopakiem prowokowała w niej chęć parsknięcia śmiechem. Traktowała go jako przyjaciela, a nie kogoś więcej. 
      - Mówiłam wam, że nie mam chłopaka - przypomniała i chciała już odejść, ale brunetka złapała ją za rękę. Wyrwała ją z zadziwiającą złością.
      - W takim razie dlaczego nie przychodzisz na lekcję? - Spytała Nicole czekając na odpowiedź.
      Przegryzła dolną wargę. Nie wiedziała co ma im odpowiedzieć. Przecież nie wyzna im, że posiada nadprzyrodzone moce. Jedyną rzeczą jaka pozostała to skłamać.
      - Niedawno się przeprowadziłam i te nieobecności są przez papierkową robotę, ale teraz już wszystko wróci do normy - zapewniła przytakując sama sobie. 
      Obie dziewczyny rzuciły między siebie spojrzenia. Bała się, że może jej wymówka nie przejdzie. Na szczęście żadna z nich nie miała pretensji. Tylko po Lisie było widać, że nie tego się spodziewała. W ogóle zachowywała się dziwnie. Była wścibska odkąd ją poznała. Nicole twierdziła, że ona jest taka zawsze, jednak brunetka nie do końca jej wierzyła. Uśmiechnęła się szarmancko i odeszła od nich zostawiając je na uboczu.
      - Może masz ochotę na kubek kawy? - Zaproponowała, a Avenger nie mógł odmówić. Od razu poszli w stronę najbliższej kawiarni.

piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 14

     Otworzyła powoli oczy. Obraz był rozmazany, ale z każdą minutą robił się coraz ostrzejszy. Lampa, która świeciła przed nią raziła ją w oczy, więc gwałtownie zmrużyła powieki. Światło zgasło, a ona zorientowała się, że leży w gabinecie lekarskim. Przy niej na krześle siedział Steve. Miał zmartwiony wyraz twarzy, ale na widok wybudzającej się brunetki odetchnął z ulgą. Pomógł jej kiedy powoli próbowała usiąść na twardym łożu lekarskim.
     - Natasha trochę przesadziła - stwierdził z wymuszonym uśmiechem. Dziewczyna złapała się za głowę.
     - Trochę - zaznaczyła z grymasem. Chciała wstać, ale od razu zachwiała się. Jakby nie szybka reakcja Avenger'a to już pewnie znalazłaby się na ziemi. Złapała szybko równowagę. Z trudem jej się to udało.
     - Zaprowadzę cię do domu - zaproponował łapiąc Alice pod rękę. Poczuła jego ciepło i od razu zrobiło jej się lepiej na duszy.
     Wyszli z gabinetu. Korytarz jak to szpitalny był cały biały. Oświetlały go duże świecące na żółto lampy. Charakterystyczne dla tego miejsca. Przy gabinetach stały rzędy starych krzeseł. Rzadko bywała w szpitalach. Śmiało można przyznać, że w ogóle do nich nie chodziła. Matka w czasie choroby sama ją leczyła domowymi sposobami. Unikała go jak diabeł święconej wody. Teraz już wie dlaczego.
     Przeszli korytarzem do dużych białych drzwi. Avenger pchnął je przepuszczając najpierw brunetkę.
Świeciło słońce i można było usłyszeć pojedyncze śpiewy ptaków. Szpital znajdował się na przedmieściach miasta gdzie jeszcze można zaobserwować występowanie pojedynczej natury. Przypomniało jej się jak w podstawówce przychodziła tutaj z klasą i badali dziką przyrodę Nowego Jorku. Jeśli taka owa w ogóle istnieje.
     Poczekała puki jej towarzysz dołączy do niej i pokazał drogę do swojego samochodu. Otworzył dla niej drzwi by mogła wejść, a sam zajął miejsce kierowcy. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Takie zachowanie podobało jej się. Lubiła mężczyzn, którzy potrafili mieć szacunek do kobiet.
    Oparła głowę o zimną szybę. Obserwowała jak krajobraz miasta zmienia się szybkim tempem. Z małych pojedynczych domu do dużych pięknych willi bogaczy, aż po wielkie wieżowce. Dopiero teraz doszło do niej jak na prawdę te miasto się rozrosło.
    Dojazd nie trwał długo. To było dziwne, bo zazwyczaj każda podróż była dla niej koszmarem. Nie lubiła podróżować. Z chęcią mogłaby siedzieć w ciepłym miejscu pod kocem pijąc kakao. Nie ważne, że jest właśnie wiosna, a za oknem plus trzydzieści stopni.
    Wyszła swoimi siłami z samochodu. Gdy zbadała okiem okolice zauważyła, że nie są przed wielkim budynkiem Stark'a, tylko przy średniej wysokości kamienicy przy jednej z nowojorskich ulic.
     Zdezorientowana spojrzała na Steve'a, a on z uśmiechem na ustach zachęcił ją by weszła do środka. Zrobiła to.
     Korytarz który rzucił jej się w oczy był wąski w kolorach brązu o ciemnej betonowej podłodze. Nie było to jakieś brudne, stare przejście. Miało swój klimat. Posrebrzane barierki od schodów na końcach były ozdobione różnymi wzorami. Widać, mieszkali tutaj zacni ludzie. Nie było windy, więc drogę na trzecie piętro przebyli schodami. Powoli odzyskiwała siły.
     Na końcu korytarza zatrzymali się przed jasnymi drewnianymi drzwiami z numerem 36. Avenger wyjął z kieszeni kluczyki i przekręcił w zamku. Pchnął je ukazując bardzo jasne mieszkanie. Weszła do niego niepewnie tak jakby było to święte miejsce, a ona miałaby być przeklęta. Było tutaj przytulnie. Stare meble dobrze kontrastowały z nowoczesnym wystrojem. To miejsce przypominało dom rodziny z dwójką dzieci i psem, a nie mieszkanie superbohatera.
     - Zawsze myślałam, że superbohaterzy mieszkają w super domach - odparła badając każdy kąt mieszkania.
     - Nie każdy jest taki jak Stark - zauważył zakluczając za sobą drzwi.
     Ręką przejechała po kremowym skórzanym fotelu. W dotyku był miły i gładki. Od razu zajęła te miejsce nakładając nogę na nogę i przyciskając palcami miękkie podłokietniki. Fotel był bardzo wygodny.
     - To co robimy? Nudzę się - wyznała i oparł głowę o oparcie.
     - Jeszcze jakąś godzinę temu umierałaś - zauważył okrywając ją kocem.
     Wzruszyła ramionami. Było jej ciepło. Opatulona do samej szyi skuliła się w drobną kulkę. Przymknęła delikatnie oczy. Błogość zawładnęła ją do tego stopnia, że nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.

     Gdy się obudziła zauważyła krzątającego się blondyna.
     - Co robimy? - Zapytała przeciągając się leniwie. Steve zaśmiał się.
     - Widzę, że wyspałaś się - rzekł podając jej kubek z ciepłą herbatą. Uśmiechnęła się w podziękowaniu oplatając palce wokół białego kubka w czerwone kropki.
     - To nie znaczy, że mam tutaj przesiedzieć cały dzień - zauważyła z markotną miną.
     Wstała i podeszła do okna. Słońce świeciło na różne odcienie czerwieni. Powoli zachodziło za budynkami miasta.
      - Jeśli się nudzisz - zaczął, a ona zamieniła się w słuch - możesz pójść ze mną pobiegać - dokończył propozycje. Pokiwała z radością głową. Bieganie to była jedna z czynności, którą lubiła najbardziej. Zawsze była dobra z tego w szkole. Jeździła nawet na zawody. Czemu by teraz tego nie wykorzystać?
      - Przyjmę twoją propozycję - odwróciła się z uśmiechem. Złożyła po sobie rozrzucony koc i zaniosła pusty kubek do kuchni. - Idziemy? - Spytała zniecierpliwiona przystawiając w korytarzu. Avenger mrugnął znacząco. Złapał za klucze i skinieniem ręki kazał jej wyjść.
      Już kilka minut później znaleźli się na drodze, która biegła w stronę pobliskiego parku. Mimo zbliżającego się wieczoru na zewnątrz było ciepło. Tylko momentami zawiał jakiś wiatr.
      - Powinnaś wyrobić sobie formę. Wtedy będzie ci łatwiej - przyznał gdy stanęli na przejściu dla pierwszych prowadzącym na drugą stronę ruchliwej ulicy.
      - Wiem o tym - zapewniła go. - Tylko wątpię, że zrobicie ze mnie maszynkę do zabijania, bo taka nie jestem - wyjaśniła, a w jej głosie można było wyłapać nutę żalu do samej siebie.
      - To od ciebie zależy czy będziesz maszynką do zabijania - stwierdził i kolejny raz miał racje. Tylko czy T.A.R.C.Z.A. też tak uważa, pomyślała gdy dochodzili do miejsca celu. - Zaczynamy? - Zapytał spoglądając z ukosa. Kiwnęła głową.
      Zaczęli biec. Na początku truchtem. Czuła, że daje jej fory, więc przyspieszyła. Była to dobra lekcja dla niej w panowaniu nad mocami i oczywiście sprawdzeniu kondycji, którą do tej pory miała całkiem niezłą. Bieganie z Stevem było dobrym pomysłem. Mogli razem spędzić bardzo dużo czasu. Lubiła z nim spędzać wolny czas. Jest inny. Niby zamknięty w sobie, ale odważny i miły dla otoczenia.
      Robili tą czynność z jakieś półtora godziny. Nawet nie zauważyła kiedy minął ten czas. Tak świetnie jej się biegało.
      Przystanęli żeby chwilę odpocząć. Miejsce w którym się znajdowali było przyjazne dla oka. Na około rosły wielkie zielone drzewa, a przed nimi kładka pod którą znajdował się staw.
      - Niezła jesteś - przyznał z dumą Avenger łapiąc trzy głębokie oddechy.
      - Bieganie to akurat mój atut - stwierdziła lekko przechwalając się.
      - Skromność też - zaśmiał się, a ona razem z nim. Jednak trwało to krótko. Mina jej zrzedła gdy zobaczyła kilka metrów przed nimi stojące dwie osoba, które w tej chwili nie chciała widzieć.
      Westchnęła z irytacją kiedy zorientowała się, że dwie dziewczyny ich widzą. Teraz tylko z niecierpliwieniem czekała aż podejdą do nich.Prośba spełniła się szybko. W mgnieniu oka znalazły się przy dwójce.
      - Nie przedstawisz nas dla swojego kolegi? - Spytała z wyrzutem blondynka. Zawstydzona Alice spojrzała na Steve'a, który posłał w jej stronę przyjazny uśmiech.
      - Steve - przedstawił się podając dziewczynom rękę. Obie uścisnęły jego dłoń rzucając w stronę dziewczyny porozumiewawcze spojrzenie.
      - Możemy pogadać? - Zapytała ją Lisa łapiąc dziewczynę pod rękę i odsuwając na bezpieczną odległość. Brunetka łypnęła na nią oczami.
      - Co znowu? - Burknęła krzyżując ręce na piersi.
      - Okłamałaś nas - stwierdziła ze smutkiem blondynka. Na twarzy Alice pojawiło się zdziwienie mieszane na zmianę z strachem. Czyżby dowiedziała się o jej darze? To nie może być prawda. Wszystko legło w gruzach. To już koniec, pomyślała. Miała już zacząć się tłumaczyć, ale znowu przerwała jej Lisa. - Czemu nie powiedziałaś nam, że masz chłopaka? - Zagadnęła z irytacją, a brunetka słysząc te pytanie odetchnęła z ulgą.
---------------------------------------------
Oto i rozdział 14.
Szczerze jestem z niego bardzo zadowolona i sądzę, że jest to jeden z najlepszych rozdziałów na tym blogu.
Cieszę się, że doszły do was moje ostatnie słowa.
Dzięki wam kolejny rozdział pisało mi się z dużą łatwością. :)
Bardzo chcę dotrwać do końca, a muszę wam powiedzieć, że będzie się jeszcze dużo działo. ;)
Zachęcam was do komentowania, bo to motywuje. Dla was to tylko chwila, a dla mnie duża radość i pełno weny na kolejne rozdziały. :)

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 13

     Otworzyła oczy, a wtedy zobaczyła niebo pełne gwiazd i duży księżyc, który odbijał nikłe światło. Powoli odstawił ją na ziemię, a wtedy zrozumiała, że nie znajduje się na ziemi tylko na dachu jakiegoś budynku. Podeszła do krawędzi. Byli na jednym z największych budynków w Nowym Jorku. Spojrzała w dół, a wtedy zakręciło jej się w głowie. Mogło być tutaj ponad sto pięter. Ludzie i samochody wyglądali stąd jak mrówki. Widok był nieziemski. Cała panorama miasta. Central Park, East River, budynek Stark'a, Brooklyn i co najważniejsze jej dom. Tutaj dopiero mogła zauważyć plusy całego miasta.
     - O wiele lepiej niż tam? - Spytał podchodząc bliżej.
     - Jakim cudem znaleźliśmy się tutaj? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
     - T.A.R C.Z A. ma wszędzie dostęp - odpowiedział z pokerową mimiką twarzy. Nie wiedziała czy mówi to z radością, żalem czy też gniewem. Zeskoczył z schodka i usiadł na podest. - Nie tylko ty lubisz czasem rozmyślać nad sobą.
     - Bycie superbohaterem musi mieć swoje plusy - stwierdziła chodząc w tą i z powrotem po betonowym gzymsie. Avenger skrzywił się.
     - Nie jest to takie łatwe jak myślisz. Nie zawsze jesteśmy mile widziani - wyjaśnił. - Teraz też musiałem coś wymyślić żeby nas wpuścili.
     - Co takiego im powiedziałeś? - Zaciekawiła się siadając obok niego.
     - To sprawa życia lub śmierci - odparł uśmiechając się niewinnie.
     - Umiesz poprawiać humor - przyznała siadając obok niego.
     - Od tego jestem - zaśmiał się i właśnie teraz zapadła ta niezręczna chwila. Zazwyczaj w takich momentach pada ten pierwszy pocałunek, ale takie rzeczy są tylko w filmach. Wstała gwałtownie i otrzepała się.
     - Powinnam już wracać. Nie chcę podpaść dla Stark'a - wybełkotałam niezręcznie. Blondyn nic nie odpowiedział tylko wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je szeroko i ręką wskazał by weszła. Zrobiła to co jej kazał.
     W środku panowała ciemność, więc żeby iść musiała trzymać się bocznej ściany. Co chwila potykała się o jakieś przeszkody. Na końcu korytarza zauważyła nikłe czerwone światełko. Gdy do niego doszli okazało się, że to winda. Pietro przycisnął ostatni guzik. Usłyszeli charakterystyczne warknięcie i winda się otworzyła oświetlając cały korytarz. Weszli do środka. Alice nacisnęła pierwszy przycisk i drzwi się zamknęły. Na około windy było pełno luster. Widzieli się z każdej strony. Na twarzy Avenger'a malowała się ciągle ta sama tajemniczość. Nie można było stwierdzić czy jest smutny, wesoły, zły. Też próbowała taka być, ale jakoś jej to nie wychodziło. Drzwi od windy się otworzyły, a przed jej oczami pojawił się hol najbogatszego budynku w mieście. Nie trzeba było mówić co w nim rządziło. Pieniądz i elegancja. Pierwszy raz widziała tak bogate miejsce. Diamentowe żyrandole, skórzane fotele, dębowe biurka i to tylko parę rzeczy, które udały wyłapać jej bystre oczy. Blondyn trzymając ją lekko za plecy prowadził dość szybko do wyjścia, by nikt ich nie zauważył.
      Przy drzwiach stał ochroniarz. Bardzo wysoki i napakowany. Charakterystyczny.
      - I jak? - Spytał Avenger'a gdy wychodzili z budynku.
      - Dobrze - powiedział mu przy czym kazał iść jeszcze szybciej. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się chytrze. - Musiałem trochę mu nakłamać żeby wejść - odpowiedział jej na jeszcze nie zadane pytanie. Staną na brzegu chodnika i wysunął rękę aby złapać taksówkę.
      Nie było to proste, bo żadna nie przystawała. Zajęło trochę czasu zanim jakakolwiek raczyła zatrzymać się.
      Blondyn otworzył drzwi, aby brunetka mogła wsiąść. Gdy to zrobiła usiadł obok niej zamykając za sobą drzwi. Podał dla kierowcy adres i samochód ruszył.
      Dziewczyna wlepiła wzrok w okno. Nocne światła miasta urzekały ją. Główna ulica Nowego Jorku wyglądem przypominała jej Las Vegas. Nigdy tam nie była, ale miasto kojarzyła z wielu amerykańskich filmów i szczerze bardzo jej się ono podobało. Dojazd nie trwał długo. Tym bardziej, że wszystko co było drogie i nowoczesne znajdowało się przy głównej ulicy. Taksówka zatrzymała się przed budynkiem. Wysiedli.
      - Dzięki za wieczór - podziękowała najładniej jak potrafiła.
      - Na mnie zawsze możesz liczyć - uśmiechnął się pod nosem. Podeszła do niego tak, że dzieliły ich tylko centymetry i pocałowała w policzek po czym odsunęła się od niego i ruszyła w stronę drzwi.
      - Cześć! - Rzuciła z niewinnym uśmiechem i weszła do środka.
      Skierowała się do najbliższej windy, która zabrała ją na samą górę. W mieszkaniu Starka panowała cisza. Zamknęła za sobą jak najciszej drzwi i idąc na palcach weszła do swojego pokoju. Rozebrała się i wzięła szybki prysznic. Następnie przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Dłuższy czas nie mogła zasnąć. Tyle rzeczy dzisiaj się wydarzyło. Myśl, że może być tak codziennie przyprawiała ją o dreszcze. Życie superbohatera ma swoją cenę i trzeba się z wielu rzeczy wyrzec. W tym z normalnego życia.
***
      Nad ranem oślepiło ją poranne słońce. Otworzyła zaspane oczy i przetarła je dłońmi. Usiadła rozglądając się dookoła. Wszystko było takie same. Zaczął się nowy dzień.
      Otworzyła szafę. Wyjęła z niej ciemne dżinsy i biały t-shirt. Przebrała się i zrobiła kucyk. Wyszła z pokoju niemrawo rozglądając się w szukaniu Starka. W salonie go nie było. W kuchni też nie. Nigdzie go nie było. Tak jakby wyparował.
      Stanęła przed umywalką w kuchni i przemyła twarz wodą. Odwracając się zauważyła za sobą postać. Przestraszona odskoczyła na bok, ale zaraz zrozumiała, że to nie kto inny jak Steve. Odetchnęła z ulgą.
      - Co ty tutaj robisz? - Spytała zaskoczona.
      - Tony kazał ci zostawić list, ale ja wolałem powiedzieć to osobiście - uśmiechnął się po czym zaczął dalej mówić. - Pojechał do T.A.R.C.Z.Y. Nie chciał cię budzić, bo podobno wczoraj późno wróciłaś - powiedział naciskając na ostatnie słowa.
      - Wróciłam, a co? - Zapytała zaciekawiona marszcząc zachęcająco czoło. Avenger uśmiechnął się pod nosem.
      - Zadziorna jesteś - stwierdził i dał jej znak żeby poszła za nim. Wyszli z kuchni i zagłębili się w środek mieszkania. - Czeka cię kolejny trening - oznajmił przystając przed wejściem do pomieszczenia. - Tym razem będziesz uczyć się walczyć.
      - Nauczysz mnie walczyć? - Zagadnęła zaciekawiona.
      - Nie - zaprzeczył. - Zrobi to Natasha - wyznał i otworzył szeroko drzwi. Miała mu coś odpowiedzieć, ale superbohatera już nie było. Wszedł do środka, a po jakimś czasie zrobiła to i ona.
      To było bardzo duże pomieszczenie z wieloma maszynami do ćwiczeń i ringiem do boksu. Na środku stała Natasha. Ręce miała splecione na piersi i tupała energicznie stopą.
      - No nareszcie - odezwała się widząc ich.
      - Co takiego będziemy robić? - Spytała niepewnie rozglądając się dookoła.Jeszcze ani razu tutaj nie była. Ciekawiło ją co takiego jeszcze ukrywa w domu Stark.
      - A czego się spodziewasz? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wzruszyła ramionami. Spodziewała się świętego spokoju, ale teraz dochodziło do niej, że nigdy tego niedostanie.
      Agentka Romanoff jednym zwinnym ruchem znalazła się na środku ringu. Skinieniem ręki rozkazała jej dołączyć do niej. Z grymasem na twarzy zrobiła to co kazała. Stanęła na środku czując się jak Amerykanin wśród samych Azjatów. Wiedziała, że jej koleżanka z fachu jest profesjonalistka, a ona sierotą, która jeszcze ani razu w życiu się nie biła. Właśnie to był jej słaby punkt. Ona nawet by muchy nie skrzywdziła, a co dopiero na prawdę walczyć.
      - Pokarz co umiesz - rozkazała dając jej znać do natarcia. Czuła się głupio i wstydziła powiedzieć, że nie umie się bić. Kiedyś widziała jak robią to chłopacy w szkole, więc jedyna rzecz jaka przyszła jej do głowy to naśladowanie ich.
      Zaczęła biec w jej stronę z wysuniętymi pięściami. Nie zauważyła kiedy agentka powaliła ją na ziemię. Z bólem wstała otrzepując się. Zerknęła ukosem na Steve'a. Na jego twarzy panowała ta sama charakterystyczna powaga. Chciała mu zaimponować. Pokazać, że jednak coś umie, ale nie wiedziała jak to ma zrobić.
      Znowu zaatakowała, ale skutek był taki sam co jakąś minute temu. Tym razem poczułam to mocniej. Za kolejnymi próbami traciła siły aż ostatecznie dała się ponieść ciemnościom.
--------------------------------------------------
Oto i "pechowy" 13 rozdział. :p
Nie będę się zbytnio nad nim rozpisywała.
Zasmuciła mnie ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Nie żebym was straszyła, ale jeśli to się nie zmieni to będę musiała zawiesić bloga.
Nie zrobiłam tego teraz, chociaż chciała, ale postanowiłam dać wam drugą szanse.
Zależy mi na tym opowiadaniu i chcę dojść w nim do końca, a uwierzcie rozdziałów nie zostało już tak dużo.
Mam nadzieje, że chociaż trochę do was doszło to co piszę. :)
Zachęcam do komentowania, bo to na prawdę motywuje do dalszej pracy. :)
Oreuis bajkowe-szablony