piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 14

     Otworzyła powoli oczy. Obraz był rozmazany, ale z każdą minutą robił się coraz ostrzejszy. Lampa, która świeciła przed nią raziła ją w oczy, więc gwałtownie zmrużyła powieki. Światło zgasło, a ona zorientowała się, że leży w gabinecie lekarskim. Przy niej na krześle siedział Steve. Miał zmartwiony wyraz twarzy, ale na widok wybudzającej się brunetki odetchnął z ulgą. Pomógł jej kiedy powoli próbowała usiąść na twardym łożu lekarskim.
     - Natasha trochę przesadziła - stwierdził z wymuszonym uśmiechem. Dziewczyna złapała się za głowę.
     - Trochę - zaznaczyła z grymasem. Chciała wstać, ale od razu zachwiała się. Jakby nie szybka reakcja Avenger'a to już pewnie znalazłaby się na ziemi. Złapała szybko równowagę. Z trudem jej się to udało.
     - Zaprowadzę cię do domu - zaproponował łapiąc Alice pod rękę. Poczuła jego ciepło i od razu zrobiło jej się lepiej na duszy.
     Wyszli z gabinetu. Korytarz jak to szpitalny był cały biały. Oświetlały go duże świecące na żółto lampy. Charakterystyczne dla tego miejsca. Przy gabinetach stały rzędy starych krzeseł. Rzadko bywała w szpitalach. Śmiało można przyznać, że w ogóle do nich nie chodziła. Matka w czasie choroby sama ją leczyła domowymi sposobami. Unikała go jak diabeł święconej wody. Teraz już wie dlaczego.
     Przeszli korytarzem do dużych białych drzwi. Avenger pchnął je przepuszczając najpierw brunetkę.
Świeciło słońce i można było usłyszeć pojedyncze śpiewy ptaków. Szpital znajdował się na przedmieściach miasta gdzie jeszcze można zaobserwować występowanie pojedynczej natury. Przypomniało jej się jak w podstawówce przychodziła tutaj z klasą i badali dziką przyrodę Nowego Jorku. Jeśli taka owa w ogóle istnieje.
     Poczekała puki jej towarzysz dołączy do niej i pokazał drogę do swojego samochodu. Otworzył dla niej drzwi by mogła wejść, a sam zajął miejsce kierowcy. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Takie zachowanie podobało jej się. Lubiła mężczyzn, którzy potrafili mieć szacunek do kobiet.
    Oparła głowę o zimną szybę. Obserwowała jak krajobraz miasta zmienia się szybkim tempem. Z małych pojedynczych domu do dużych pięknych willi bogaczy, aż po wielkie wieżowce. Dopiero teraz doszło do niej jak na prawdę te miasto się rozrosło.
    Dojazd nie trwał długo. To było dziwne, bo zazwyczaj każda podróż była dla niej koszmarem. Nie lubiła podróżować. Z chęcią mogłaby siedzieć w ciepłym miejscu pod kocem pijąc kakao. Nie ważne, że jest właśnie wiosna, a za oknem plus trzydzieści stopni.
    Wyszła swoimi siłami z samochodu. Gdy zbadała okiem okolice zauważyła, że nie są przed wielkim budynkiem Stark'a, tylko przy średniej wysokości kamienicy przy jednej z nowojorskich ulic.
     Zdezorientowana spojrzała na Steve'a, a on z uśmiechem na ustach zachęcił ją by weszła do środka. Zrobiła to.
     Korytarz który rzucił jej się w oczy był wąski w kolorach brązu o ciemnej betonowej podłodze. Nie było to jakieś brudne, stare przejście. Miało swój klimat. Posrebrzane barierki od schodów na końcach były ozdobione różnymi wzorami. Widać, mieszkali tutaj zacni ludzie. Nie było windy, więc drogę na trzecie piętro przebyli schodami. Powoli odzyskiwała siły.
     Na końcu korytarza zatrzymali się przed jasnymi drewnianymi drzwiami z numerem 36. Avenger wyjął z kieszeni kluczyki i przekręcił w zamku. Pchnął je ukazując bardzo jasne mieszkanie. Weszła do niego niepewnie tak jakby było to święte miejsce, a ona miałaby być przeklęta. Było tutaj przytulnie. Stare meble dobrze kontrastowały z nowoczesnym wystrojem. To miejsce przypominało dom rodziny z dwójką dzieci i psem, a nie mieszkanie superbohatera.
     - Zawsze myślałam, że superbohaterzy mieszkają w super domach - odparła badając każdy kąt mieszkania.
     - Nie każdy jest taki jak Stark - zauważył zakluczając za sobą drzwi.
     Ręką przejechała po kremowym skórzanym fotelu. W dotyku był miły i gładki. Od razu zajęła te miejsce nakładając nogę na nogę i przyciskając palcami miękkie podłokietniki. Fotel był bardzo wygodny.
     - To co robimy? Nudzę się - wyznała i oparł głowę o oparcie.
     - Jeszcze jakąś godzinę temu umierałaś - zauważył okrywając ją kocem.
     Wzruszyła ramionami. Było jej ciepło. Opatulona do samej szyi skuliła się w drobną kulkę. Przymknęła delikatnie oczy. Błogość zawładnęła ją do tego stopnia, że nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.

     Gdy się obudziła zauważyła krzątającego się blondyna.
     - Co robimy? - Zapytała przeciągając się leniwie. Steve zaśmiał się.
     - Widzę, że wyspałaś się - rzekł podając jej kubek z ciepłą herbatą. Uśmiechnęła się w podziękowaniu oplatając palce wokół białego kubka w czerwone kropki.
     - To nie znaczy, że mam tutaj przesiedzieć cały dzień - zauważyła z markotną miną.
     Wstała i podeszła do okna. Słońce świeciło na różne odcienie czerwieni. Powoli zachodziło za budynkami miasta.
      - Jeśli się nudzisz - zaczął, a ona zamieniła się w słuch - możesz pójść ze mną pobiegać - dokończył propozycje. Pokiwała z radością głową. Bieganie to była jedna z czynności, którą lubiła najbardziej. Zawsze była dobra z tego w szkole. Jeździła nawet na zawody. Czemu by teraz tego nie wykorzystać?
      - Przyjmę twoją propozycję - odwróciła się z uśmiechem. Złożyła po sobie rozrzucony koc i zaniosła pusty kubek do kuchni. - Idziemy? - Spytała zniecierpliwiona przystawiając w korytarzu. Avenger mrugnął znacząco. Złapał za klucze i skinieniem ręki kazał jej wyjść.
      Już kilka minut później znaleźli się na drodze, która biegła w stronę pobliskiego parku. Mimo zbliżającego się wieczoru na zewnątrz było ciepło. Tylko momentami zawiał jakiś wiatr.
      - Powinnaś wyrobić sobie formę. Wtedy będzie ci łatwiej - przyznał gdy stanęli na przejściu dla pierwszych prowadzącym na drugą stronę ruchliwej ulicy.
      - Wiem o tym - zapewniła go. - Tylko wątpię, że zrobicie ze mnie maszynkę do zabijania, bo taka nie jestem - wyjaśniła, a w jej głosie można było wyłapać nutę żalu do samej siebie.
      - To od ciebie zależy czy będziesz maszynką do zabijania - stwierdził i kolejny raz miał racje. Tylko czy T.A.R.C.Z.A. też tak uważa, pomyślała gdy dochodzili do miejsca celu. - Zaczynamy? - Zapytał spoglądając z ukosa. Kiwnęła głową.
      Zaczęli biec. Na początku truchtem. Czuła, że daje jej fory, więc przyspieszyła. Była to dobra lekcja dla niej w panowaniu nad mocami i oczywiście sprawdzeniu kondycji, którą do tej pory miała całkiem niezłą. Bieganie z Stevem było dobrym pomysłem. Mogli razem spędzić bardzo dużo czasu. Lubiła z nim spędzać wolny czas. Jest inny. Niby zamknięty w sobie, ale odważny i miły dla otoczenia.
      Robili tą czynność z jakieś półtora godziny. Nawet nie zauważyła kiedy minął ten czas. Tak świetnie jej się biegało.
      Przystanęli żeby chwilę odpocząć. Miejsce w którym się znajdowali było przyjazne dla oka. Na około rosły wielkie zielone drzewa, a przed nimi kładka pod którą znajdował się staw.
      - Niezła jesteś - przyznał z dumą Avenger łapiąc trzy głębokie oddechy.
      - Bieganie to akurat mój atut - stwierdziła lekko przechwalając się.
      - Skromność też - zaśmiał się, a ona razem z nim. Jednak trwało to krótko. Mina jej zrzedła gdy zobaczyła kilka metrów przed nimi stojące dwie osoba, które w tej chwili nie chciała widzieć.
      Westchnęła z irytacją kiedy zorientowała się, że dwie dziewczyny ich widzą. Teraz tylko z niecierpliwieniem czekała aż podejdą do nich.Prośba spełniła się szybko. W mgnieniu oka znalazły się przy dwójce.
      - Nie przedstawisz nas dla swojego kolegi? - Spytała z wyrzutem blondynka. Zawstydzona Alice spojrzała na Steve'a, który posłał w jej stronę przyjazny uśmiech.
      - Steve - przedstawił się podając dziewczynom rękę. Obie uścisnęły jego dłoń rzucając w stronę dziewczyny porozumiewawcze spojrzenie.
      - Możemy pogadać? - Zapytała ją Lisa łapiąc dziewczynę pod rękę i odsuwając na bezpieczną odległość. Brunetka łypnęła na nią oczami.
      - Co znowu? - Burknęła krzyżując ręce na piersi.
      - Okłamałaś nas - stwierdziła ze smutkiem blondynka. Na twarzy Alice pojawiło się zdziwienie mieszane na zmianę z strachem. Czyżby dowiedziała się o jej darze? To nie może być prawda. Wszystko legło w gruzach. To już koniec, pomyślała. Miała już zacząć się tłumaczyć, ale znowu przerwała jej Lisa. - Czemu nie powiedziałaś nam, że masz chłopaka? - Zagadnęła z irytacją, a brunetka słysząc te pytanie odetchnęła z ulgą.
---------------------------------------------
Oto i rozdział 14.
Szczerze jestem z niego bardzo zadowolona i sądzę, że jest to jeden z najlepszych rozdziałów na tym blogu.
Cieszę się, że doszły do was moje ostatnie słowa.
Dzięki wam kolejny rozdział pisało mi się z dużą łatwością. :)
Bardzo chcę dotrwać do końca, a muszę wam powiedzieć, że będzie się jeszcze dużo działo. ;)
Zachęcam was do komentowania, bo to motywuje. Dla was to tylko chwila, a dla mnie duża radość i pełno weny na kolejne rozdziały. :)

2 komentarze:

  1. Komentuje. I osobiście oświaczam że ten rozdział jest zaczepiasty. Więc czekam z niecierpliwością na Next'a. Pozdrawiam i życzę weny.
    Franczeska Evans
    Ps. JESTEM pierwsza! (Tak musiałam xD )

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział... nie mogę doczekać się następnego!!!

    OdpowiedzUsuń

Oreuis bajkowe-szablony