poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 5

Bez słowa wyszła z sali. Przeszła szybkim krokiem przez korytarze i znalazła się u siebie w pokoju. Był to mały pokój. Jednoosobowe łóżko podobne do szpitalnego, szafa, która stała w koncie i mały telewizor, który był przyczepiony telewizor. Cały pokój oświetlało okrągłe okno, które znajdowało się nad biurkiem. Nie miała wielu rzeczy do spakowania, bo nawet nie zdążyła się porządnie rozpakować. Otworzyła szafę i wyciągnęła wszystkie ubrania, które uważała za przydatne. Chwile zajęło jej ogarnięcie tego. Usiadła na łóżko wkładając twarz między nogi. Pragnęła być teraz tylko sama. W całkowitej ciszy. Od przyjazdu tutaj nawet tego nie mogła dostać. Teraz też nie było jej to dane, bo do pokoju wszedł Pietro.
- Nie zrobiła na tobie ta wiadomość żadnego wrażenia - rzucił na przywitanie i rozsiadł się na krześle stojącym przy biurku..
- To jest druga przeprowadzka w ciągu dwóch dni i na razie najmniej szokująca - odpowiedziała spoglądając na niego.
- Szkoda, że się wynosisz, bo bym miał z kim spędzać wieczory - powiedział udawanym smutnym głosem, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.
- Mieszkasz tutaj?- Spytała zaciekawiona.
- Tak. W jednym pokoju z siostrą. Nie tak źle, ale mogłoby być lepiej - stwierdził jeszcze bardziej rozsiadając się w miękkim krześle.
- To nie możesz kupić mieszkania?
- Szukam, ale trudno znaleźć dobre tanie mieszkanie w centrum Nowego Jorku.
- A rodzice? Czemu nie mieszkacie z nimi?
- Nasi rodzice nie żyją - rzekł głosem poważnym. - Zginęli na naszych oczach jak byliśmy mali - utkwił wzrok w podłogę.
- Przykro mi - wybełkotała. Zrobiło jej się głupio. Zaczęła żałować, że w ogóle podjęła ten temat.
- Zdążyliśmy się z tym pogodzić - odparł wstając i odwrócił się do okna.
- Ja nigdy nie znałam ojca. Moja mama mówiła, że wyjechał w ważnych sprawach do Europy. Z nią także nie miałam najlepszego kontaktu - powiedziała i podeszła powoli do niego.
- Wyjechał, a nie zginął - zaznaczył jakby było to czymś bardzo ważnym. - Nie wiesz jak to jest stracić to co kochasz. Tak nagle zostaliśmy sierotami. Byliśmy sami. Musieliśmy w wieku dziesięciu lat dojrzeć do życia bez nikogo bliskiego, sami - rzekł głosem stłamszonym przez żal i smutek. Chociaż na jego twarzy było wymalowany spokój to i tak dziewczyna czuła, że przy każdym wspomnieniu o rodzicach w duszy strasznie cierpiał.
- Rozumiem twój ból - odparła łapiąc go za dłoń. Spojrzał prosto w jej brązowe oczy. - Ta dziewczyna przez którą potem kłóciłeś się z Tonym to twoja siostra? Dość impulsywnie się zachowałeś - zagadnęła żeby zmienić jakkolwiek temat.
- Tak to moja siostra, Wanda. Tylko ona mi została, dlatego nigdy nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić - przeniósł wzrok na drugą stronę, a jego głos zdawał się być srogi.
- Zachowałeś się jak prawdziwy brat - uśmiechnęła się lekko. W tym momencie do pokoju weszła Natasha.
- Myślałam, że jesteś sama. Nie przeszkadzam? - Spytała zakłopotana zauważając Pietro.
- Nie przeszkadzasz - odpowiedziała lekko zawstydzona wypuszczając z uścisku dłoń chłopaka. - Coś się stało?
- Tony pyta czy już jesteś gotowa?
- A sam nie mógłby się pofatygować i przyjść? - Rzekła krzyżując ręce na piersi.
- Nie wiem, ale jak chcesz wracać z nim to idź na parking, bo inaczej będziesz iść na piechotę - przestrzegła i wyszła z pokoju.
- Muszę już iść - westchnęła i wzięła do ręki torbę.
- Pomóc ci zanieść? - Zapytał troskliwym głosem.
- Nie trzeba - odparła i wyszła z pokoju. Założyła torbę na ramię i udała się na zewnątrz. Przed wyjściem stał zniecierpliwiony Stark.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział i wyszedł przez główne drzwi.
- Pewnie byłoby ci to na rękę - parsknęła otwierając drzwi, które zamknęły się jej przed nosem.
- Czemu by nie - odrzekł wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu. Spojrzała na niego marszcząc czoło. Coraz bardziej wkurzał ją ten facet. Weszli na parking na którym stało mnóstwo samochodów. Stanęliśmy przy jednym z nich. Był to srebrny kabriolet. Alice aż wytrzeszczyła oczy kiedy zobaczyła ten pojazd.
- To twój samochód? - Spytała zaskoczona wskazując na niego palcem.
- Tak - odpowiedział przeciągle jakby był zdziwiony pytaniem. - Każdy ma taki. Oczywiście mój jest swojego rodzaju - dokończył przechwalając się. Dziewczyna przewróciła oczami i wsiadła do środka. Całą drogę nic nie mówiła tylko oglądała mijający krajobraz dużego miasta. Wiatr rozwiewał jej długie włosy. Tysiące ludzi przechodziło przez ulice Nowego Jorku. Biegli często nie zważając na innych. Byli zapracowani. To był najczęstszy obraz tego miasta. Wszyscy spieszą się i niezwracają na nikogo uwagi. Było to dobre miejsce dla Avengersów. Nikt na nikogo nie patrzy, nie przygląda się nikomu. Żyjesz w tajemnicy. Dojechaliśmy do centrum miasta gdzie znajdowały się najwyższe budynki. Rzadko tam bywała. To centrum wszystkich sklepów markowych. Wszystko jest tutaj bardzo drogie, a ludzi bywa więcej niż w jakimkolwiek innym miejscu w mieście. Wjechali do podziemnego parkingu. Było tam ciemno, tylko małe lampy umieszczone na ścianach oświetlały nikłym światłem pomieszczenie. Tony zaparkował na jednym z miejsc i wyszedł z samochodu, a za nim Alice. Szli przez parking słysząc tylko echo swoich kroków. Przystanęli przed szklaną windą. Stark włączył ją i we dwójkę weszli do środka. Szybko znaleźli się na samej górze. Przeszli przez krótki korytarz i stanęli przed brązowymi drzwiami na których widniał napis Mr. Stark. Otworzył je i wszedł, a za nim Alice. W środku panował półmrok, ale kiedy Avenger zapalił światło przed oczami dziewczyny pojawił się ogromne mieszkanie. Nowoczesne meble od razu rzuciły się jej do oczu. Nie był to typowy dom. Ten miał bardzo wielkie okna, które robiły za ściany, a za nimi znajdował się wielki taras, który mógłby być jeszcze jednym pokojem. Alice znowu ogarnęło niedowierzanie.
- To twój dom? - Spytała rozglądając się.
- Tak - odpowiedział rzucając klucze na stolik w przedpokoju. - Chyba nie sądzisz, że włamaliśmy się do kogoś - odparł z ironią.
- Nikt mi chyba nie uwierzy kiedy powiem gdzie mieszkam.
- Nikt nie uwierzy, bo nikt nie może się o tym dowiedzieć - ostrzegł ją.
- Dlaczego? - Zapytała zaskoczona.
- Bo to tajemnica. Chodź pokarze ci twój pokój - rzekł i od razu zmieniając temat poszedł w głąb mieszkania.
- Jak sobie chcesz - westchnęła i podążyła za nim.
- Tak z ciekawości jaką ty masz moc? - Spytał otwierając drzwi do pokoju gościnnego.
- Lepszym byłoby pytaniem jakiej nie mam - odpowiedziała wchodząc do środka. - Dziwne jest to, że taki wielki superbohater nie jest tak poinformowany - zaśmiała się drwiąco opadając na łóżko.
- Nie o wszystkim nam mówią.
- Ale ty wyglądasz na takiego co chce wiedzieć wszystko - upierała się przy swoim.
- Może - poruszył obojętnie ramionami.
- Nie muszę pytać ciebie żeby wiedzieć o tobie wszystkiego - stwierdziła spoglądając prosto w jego oczy. Zmarszczył czoło zainteresowany. - Masz na imię Tony Stark, a znany jesteś pod pseudonimem Iron Man. Twoją mocą jest blaszany kostium bez którego jesteś tylko człowiekiem. Stworzyłeś Ultrona, który stał się kompletną klapą. Chcesz coś jeszcze wiedzieć? - Zagadnęła zakładając nogę na nogę.
- Tylko to ze mnie wyczytałaś?
- Nie, ale przy większości są blokady, a teraz jak pozwolisz pójdę spać. Strasznie meczący był ten dzień - rzekła kładąc się plackiem poprzek dużego łóżka.
- Jak coś będziesz chciała to znajdziesz mnie - oznajmił i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Znowu zapanował półmrok. Leżała z przymkniętymi oczami nasłuchując głosów ulicy, które roznosiły się po pokoju przez otwarte okno. Była to bezchmurna noc i wszystkie gwiazdy było widać doskonale. Nagle zapanowała cisza. Błoga cisza, która ją uśpiła.
----------------------------------
Zapraszam na 5 rozdział! :)
Co do ostatniego rozdziału to muszę przyznać, że było w nim bardzo mało opisów.
Postaram się ich dodawać o wiele więcej.
Jeżeli chodzi o ten rozdział to on mi się całkiem podoba.
Zapraszam do komentowania, bo to motywuje. :)
2 komentarze = następny rozdział

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 4

- Ałła! - Wyjęczała leżąc na ziemi i łapiąc się za tył głowy. Otworzyła powoli powieki. Obok siebie zauważyła zarys jakiejś postaci. Przetarła dłońmi oczy. Ukazał się jej młody mężczyzna. Miał niebieskie oczy i dłuższe blond włosy. Był ubrany w czarny dres, a na jego twarzy malował się niepokój.
- Nic ci nie jest? - Spytał zmartwiony łapiąc za jej dłoń powodując u niej miły dreszcz.
- Można powiedzieć, że nic - odpowiedziała z grymasem pomału siadając na gołej ziemi.
- Może zabrać cię do lekarza? Mocno się walnęłaś - pomógł jej wstać.
- Nie trzeba. Nie takie rzeczy przeżyłam, a tak w ogóle to co mi się konkretnie stało?
- Wpadłem na ciebie, a jak jestem na całkowitym przyspieszeniu to bywam niebezpieczny.
- No to może byś uważał - rzekła oschle.
- Ty też mogłaś uważać.
- Dobra nieważne - machnęła ręką.
- Tak nie za bardzo nieważne. Przeleżałaś tutaj jakieś pięć minut. Myślałem, że nie żyjesz - powiedział z troską w głosie.
- Pięć minut! - Wykrzyczała. - Spóźnię się! - Pobiegła korytarzem.
- Może jakieś słowo na pożegnanie? - Zagadnął rozkładając bezradnie ręce.
- Cześć! - Krzyknęła z końca korytarza.
- Nie o to mi chodziło - usłyszała przed sobą ten sam głos. Stanęła zdziwiona.
- Przecież ty byłeś tam, a teraz jesteś tutaj. Gdzie? Jak? - Pytała zaskoczona. W końcu zrozumiała, że to musi być jeden z Avengersów. - Ty jesteś pewnie jeden z tamtych. Czego jeszcze chcesz?
- Nie wiem może twojego imienia, bo nie znam cię wcale, a taka ładna dziewczyna nie może być agentem.
- Alice Collins - przedstawiła się i ruszyła dalej.
- Pietro Maximoff...Gdzie tak pędzisz?! - rzekł doganiając ją.
- Na trening, który pewnie już trwa, a ja się spóźniłam przez to, że wpadłam na jakiegoś idiotę, który zamiast ostrzec, że idzie to jeszcze nie patrzy, tylko wpada na ludzi! - Odparła zdenerwowana.
- Może jestem idiotą, ale w dwie rzeczy nie trafiłaś. Po pierwsze ja sam niechodzę, tylko biegam. Chodzenie jest nudne i zajmuje wiele czasu. Po drugie głupio by to wyglądało jakbym na każdym zakręcie krzyczał "Z drogi!" - stwierdził. Alice popatrzyła na niego z ukosa. Był to wysoki chłopak. Nie tak zbudowany jak Steve, ale wyglądał na silnego. Blond kosmyki włosów opadały teraz na jego czoło.
- Idziesz ze mną aż do hali?
- Wybierałem się do siostry, ale jeżeli nalegasz - odpowiedział przeciągle.
- Masz rodzeństwo? - Zapytała zaciekawiona.
- Tak, bliźniaczkę, ale nie jesteśmy do siebie podobni - rzekł zabierają z czoła włosy.
- Dlaczego?
- Jeżeli poznasz ją to zrozumiesz.
Doszliśmy na miejsce gdzie już siedział zniecierpliwiony Clint.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz - odezwał się na przywitanie.
- Ja zawsze przychodzę - oznajmiła i stanęła na przeciwko niego.
- Zawsze w towarzystwie? - Spojrzał na stojącego przy wyjściu Pietro.
- Akurat to jest całkowitą nowością - przyznała i spojrzeniem dała mu znak żeby wyszedł.
- To ja już pójdę - odezwał się blondyn. - Siema Clint! Do zobaczenia Alice! - Uśmiechnął się w stronę dziewczyny i wyszedł.
- Trzymaj to - podał jej do ręki łuk i strzałę po czym sam wziął to samo. - Widzisz w oddali tego manekina? - Zapytał wskazując palcem na dalej położony punkt.
- Widzę - odpowiedziała wytężając wzrok.
- Musisz trafić w niego.
- Trafić? Ja nawet nie umiem tego trzymać, a co dopiero trafić z takiej odległości! - Wypuściła łuk z ręki.
- To nie jest takie trudne - schylił się i podniósł go z ziemi. - Chwytasz, naciągasz i strzelasz. Większej instrukcji nie ma - wyjaśnił i pokazał to na swoim łuku. Był o wiele większy od tego co trzymała właśnie w ręce. Strzała poszybowała wysoko z dużą szybkością i wbiła się centralnie między oczy manekina. - Teraz ty - zwrócił się znowu do niej. Stanęła w tym samym miejscu co przed chwilą Clint. Trzymając mocno łuk naprężyła go i wystrzeliła strzałę, która poleciała wysoko i spadła metr dalej.- Nie tak źle chociaż mogło być jeszcze lepiej - stwierdził.
- Chyba po to tutaj jestem żebyś mnie nauczył.
- I cię uczę. Najlepsza nauka jest po przez praktykę.
Wtem zadzwoniła komórka Clinta. Avenger odebrał ją odchodząc na bok.
- Zaraz przyjdziemy - usłyszała końcowe słowa. Sokole Oko rozłączył się i schował komórkę z powrotem do kieszeni. - Fury dzwonił i kazał przyjść do sterowni - powiedział kierując się do wyjścia.
- Wiedzą już co mi jest? - Spytała idąc tuż za nim.
- Tego to nie wiem, ale jak zwołują nas wszystkich to oznacza, że to coś poważnego - rzekł zamykając za nimi wszystkie drzwi.
- Kiedy zazwyczaj to robią?
- Jak szykuje się grubsza sprawa. Zazwyczaj kiedy pojawia się Hydra.
- Dużym prawdopodobieństwem jest to, że to Hydra? - Zapytała z lekka przestraszona.
- Nie wykluczam, ale też nie mówię tak, chociaż fajnie by było jakby się pokazali.
- Fajnie?! Aż tak chce się wam wojny!
- Wojny to może nie, ale walka to jest jedyna nasza atrakcja. Przynajmniej dla mnie.
- Nie wiedziałam, że zabijanie ludzi może być przyjemnością.
- My nie zabijamy ludzi. Chyba, że są bardzo źli to wtedy robimy im tylko krzywdę.
- Wybijając im strzały między oczy - skwitowała ironicznie. Clint otworzył duże drzwi gdzie siedzieli już wszyscy. Wokół wielkiego stołu stały dwa wolne krzesła, które czekały na nich.
- Siadaj tutaj! - Odparł Thor wskazując na wolne miejsce między nim, a Stevem. Alice powoli usiadła spoglądając na twarze innych.
- Więc skoro już wszyscy jesteście musicie usłyszeć o naszym pomyśle - zaczął Fury. - Jak wiemy Collins jest jeszcze młodą osobą i błędem byłoby trzymanie jej ciągle tutaj, dlatego mam dla was kolejne zadanie. Któryś z was będzie musiał ją wziąć do siebie.
- A czy to konieczne? - Spytała zniechęcona.
- Tak i to bardzo.
- Jestem ciekaw kto jest tym szczęściarzem, który będzie musiał robić za niańkę - odezwał się Tony.
- Nie jestem dzieckiem! Nie potrzeba mi opiekuna! - Wykrzyknęła brunetka.
- Doprawdy - burknął ironicznie Stark kołysząc się na boki na obrotowym krześle.
- Mam 19 lat jeśli chcesz wiedzieć - dodała.
- Nie musisz się o tą osobę martwić, bo to u ciebie będzie mieszkać. Przynajmniej może cię to nauczy szacunku, którego rzadko miewasz - spojrzał na niego srogo Fury.
- Można od razu powiedzieć, że wcale go nie ma - rzekła dziewczyna, którą Alice widziała poraz pierwszy. Miała ciemne długie włosy, delikatną cerę, a oczy głębokie i zmartwione czymś.
- Zamknij się! - Syknął do niej Tony.
- Nie mów tak do niej! - Podniósł się z krzesła Pietro.
- A bo co mi zrobisz blondasku? - Zaśmiał się kpiąco.
- Zaraz się przekonasz staruszku - odparł gotowy do jakiegokolwiek ataku.
- Uspokójcie się! - Krzyknął na nich Nick Fury. - Z wami gorzej jak z dziećmi - westchnął załamany.
- Skoro wszystko jest już uzgodnione to możemy już iść? - Spytała niepewnie Natasha.
- Tak idźcie - odpowiedział jej Nick - a ty Alice, idź spokój się! - Rozkazał jej.
-----------------------------------------
Narzekałam na tamten rozdział, a ten wyszedł mi jeszcze krótszy. ;-;
Ostatnio nie mam weny na pisanie długich.
Postaram się następny napisać dłuższy.
Coraz więcej widzę komentarzy na blogu. :)
Bardzo mnie to cieszy. :)
2 komentarze = następny rozdział

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 3

- Jezu, Thor! Wystraszyłeś mnie! - Krzyknął przerażony Clint.
- Chyba nie jestem tak bardzo straszny - stwierdził i zwrócił się do reszty. - Fury pilnie waz wzywa. Jest w sterowni - oznajmił.
- No to niestety musimy zmienić plany - rzekł Tony. Wszyscy wyszli z hali i schodami weszli na samą górę. Alice szła ostatnia przyglądając się Avengersom. Wyglądali na zwykłych ludzi, a nie na maszynki do zabijania. Nadal nie dochodziło do niej, że już jest jedną z nich. Doszli do wielkich brązowych drzwi. Steve otworzył je i przed oczami dziewczyny ukazała się sala z wielkim oknem z którego było widać najbliższe otoczenie. Przy dużym stole stał Fury z jakimś człowiekiem i czytali coś z ekranu, który znajdował się na nim.
- Już jesteście - odezwał się nie odrywając oczu od wykonywanej czynności.
- Tak jak kazałeś przyprowadziłem ich - powiedział Thor i usiadł na krzesło.
- Coś się stało? - Spytała trochę przestraszona Alice.
- Próbujemy rozwiązać zagadkę tej twojej wady - odpowiedział odrywając się na chwile od pracy.
- I co odkryliście? - Zapytała zaciekawiona podchodząc między dwojga mężczyzn. Na ekranie zauważyła swój kod DNA. Różnił się od DNA zwykłego człowieka. Było wszystko pomieszane, porozrzucane. Nic z tego nie mogła rozczytać i dziwiło ją to, że oni z tego widzą tak wiele.
- Jak na razie to nic - rzekł drugi mężczyzna.
- Ty to pewnie Bruce? - Zagadnęła go brunetka.
- Skąd to wiesz? - Spytał zaskoczony.
- Obiło mi się o uszy.
- Pewnie słyszałaś o Hulku - odparł ze smutkiem w głosie. - O tym zielonym potworze.
- Potworze? Nie obił mi się o uszy, ale zgaduję, że to ty. Jest to gorsze od tego co ja mam?
- O wiele! Nie wiesz jakie to straszne! Ty możesz nad tym zapanować, a ja nie mogę. Nie zmieniasz się w zieloną bestie. Pozostajesz w swoim ciele tylko, że otumaniona.
Alice milczała spoglądając na twarze Avengersów. Były poważne. Collins ciekawiło to czy oni kiedykolwiek niemyśleli o tym całym bohaterstwie, czy mają takie problemy co każdy normalny człowiek i czy ona także będzie taka?
- Potwór czy nie potwór ważne jest to, że będzie komu walczyć z Hydrą - odezwał się Clint i usiadł obok Thora.
- Hydra? Co to jest? - Spytała zaciekawiona.
- Hydra to organizacja, która powstała za czasów II wojny światowej. Jest to nasz największy wróg i to głównie z nim walczymy i ty też będziesz z nimi walczyć. - wyjaśnił Fury.
- Wszystko fajnie, ale jest mały problem. Mianowicie to, że ja nigdy nie walczyłam - rzekła.
- Właśnie teraz wszystko zależy od Avengersów - zwrócił się do reszty. - Pokarzecie jej jak korzystać z mocy. Musicie ją nauczyć wszystkiego.
-Mamy jej pokazać wszystkie nasze sztuczki? - Zapytał niedowierzająco Tony.
- Nie wymagam żebyście uczyli ją wszystkiego. Chcę tylko żebyście pokazali to co każdy Avengers musi umieć robić, a że ja mam prawo do wyboru pierwszego, więc zaczniemy od Clinta. Rozpoczynamy od jutra. Alice pewnie jest zmęczona całym dniem, a teraz możecie wrócić do tego co robiliście.
- Już koniec? Świetnie! Więc jak pozwolicie wrócę do swojej pracy - odezwał się Tony i wyszedł z pomieszczenia.
- Ja też już wrócę na swoją planetę - odparł Thor i zrobił to co Iron Man.
- Towarzystwo nam ucieka - stwierdziła Natasha i spoglądając na Clinta dała mu znak, że i oni powinni wyjść.
- Alice pamiętaj trening jutro o 9.00. Tylko się niespóźnij! - Ostrzegł ją Sokole Oko.
- Nie bądź tak surowy - zaśmiała się Romanoff i we dwójkę wyszli z pomieszczenia.
- Ja też już pójdę - powiedziała cichym i spokojnym głosem dziewczyna. Wyszła i schodami zeszła na parter. Mijała różnych agentów, którzy już nie sprawiali na niej takiego wrażenia. Stanęła przed drzwiami do pokoju. Sięgnęła ręką do kieszeni i wyciągnęła z niej kartę. Przyłożyła ją do czujnika i weszła do środka. Otworzyła torbę z której wyjęła piżamę. Weszła do łazienki i zrzuciła z siebie ubranie. Wzięła bardzo długi prysznic. Zawsze go brała kiedy chciała o czymś pomyśleć, a tego dnia miała bardzo dużo do przemyśleń. Wyszła przebrana w lekkie spodenki oraz bluzkę i od razu położyła się na łóżko, ale nie mogła zasnąć. Leżała wpatrując się w sufit i przysłuchując się odgłosom z zewnątrz. Jakieś pojedyncze kroki i rozmowy rozbrzmiewały z korytarza. Z zadumy wyciągnęło ją pukanie do drzwi.
- Proszę! - Powiedziała. Usiadła opierając się o ścianę. Drzwi się otworzyły i Alice zauważyła w nich Steva.
- Mogę wejść? - Spytał przez uchylone drzwi.
- Tak.
Mężczyzna wszedł do pokoju i usiadł obok niej.
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz - oznajmił przyglądając się dziewczynie.
- W nocy kiedy wszyscy śpią?
- Każda pora jest dobra - rzekł i uśmiechnął się do niej.
- Byłeś dzisiaj bardzo małomówny - zauważyła Collins.
- Czasami lepiej nic nie mówić - odparł i wzrok wkleił na pustą ścianę.
- Nie umiesz się z nimi dogadać - stwierdziła.
- Skąd to wiesz?
- Przeczytałam ci w myślach. Nie umiesz z nimi się porozumieć, dlatego byłeś dzisiaj taki skryty. Nie rozumiesz ich żartów i rozmów. Nie możesz zrozumieć, dlaczego w tych czasach jest tyle nienawiści.
- To wszystko wywnioskowałaś z mojej głowy? - Zagadnął zaciekawiony.
- Tak to robię zazwyczaj.
- Nie lepiej jest po prostu się zapytać?
- Nie zawsze jest to takie proste.
- Wyglądasz mi na osobę, która rzadko rozmawia z ludźmi.
- Rzadko to mało powiedziane. Lepiej brzmi nigdy - westchnęła i pogrążyła się w myślach. Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał Steve.
- Pójdę już - oznajmił. Pomału wstał i wpatrując się w ziemię podszedł do drzwi.
- Musisz? - Zapytała posmutniało.
- Stark powiedział żebym przyszedł znowu do niego, a ja nie chcę sobie psuć humoru jeżeli do niego nie przyjdę - otworzył drzwi, a pokój rozświetliła mała żarówka z korytarza.
- Spotkamy się jutro?
- Na pewno - rzekł z uśmiechem zamykając za sobą drzwi, zostawiając Alice w całkowitych ciemnościach. Dziewczyna z powrotem położyła się i zamknęła oczy, ale tej nocy nie spała. To była pierwsza noc poza domem.
***
Przez małe okno, które znajdowało się nad biurkiem wpadały poranne promienie słońca. Alice opierając się łokciami usiadła na łóżko. Przymrużając oczy spojrzała na zegarek. Wybiła godzina 8.30, a równo o 9.00 zaczynał się jej trening z Clintem. Wstała i podeszła do szafy. Znajdowały się tam same ciemne, obcisłe ubrania. Dziewczyna skrzywiła się niechętnie i sięgnęła po pierwszy lepszy komplet. Ciemne i obcisłe spodnie tak samo jak bluzka na pierwszy rzut oka wyglądały na bardzo niewygodne. Weszła do łazienki i wzięła prysznic. Nałożyła strój, który tak jak przypuszczała był nie wygodny. Zrobiła kucyk i wpadła na pomysł, że doda do tego makijaż. Rzadko kiedy robiła go, bo zazwyczaj stawiała na naturalność. Wzięła czerwoną szminkę, czarną kredkę do oczu i o tym samym kolorze tusz do rzęs. Po umalowaniu się stwierdziła, że wygląda jak...no właśnie jak? Nigdy nie zastanawiała się nad własnym stylem. Zazwyczaj nakładała to na co miała ochotę nie zwracając uwagi na różne dodatki. Kiedy wyszła było za dziesięć dziewiąta. Szła przez korytarze, które jeszcze były opustoszałe. Poruszała się powoli, bo dobrze wiedziała, że nic jej nie przeszkodzi. Kiedy przechodziła przez zakręt poczuła nagle ból i że upada na ziemie.
------------------------------------------------
Rozdział krótki i szczerze nie jestem z niego zadowolona. :/
Pisałam go będąc chora, a wtedy mój mózg za bardzo nie przykłada się do szczegółów.
Jak pewnie zauważyliście zmienił się wygląd bloga.
Proszę o szczere ocenienie wyglądu jak i rozdziału. :)
Nadal smuci mnie ilość komentarzy. :/
Może z czasem to się zmieni...
2 komentarze = następny rozdział

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 2

- Ja eksperymentem! - Wykrzyknęła. - To jest niemożliwe! Jest jeszcze coś czego nie wiem?
- Kosmitą to raczej nie, jednak wiele prawd zostało przed tobą ukrytych.
- Jestem eksperymentem. Siedzę w jakiejś agencji czy jak to nazwać. Już nic chyba gorszego nie mogę usłyszeć. - odparła zwątpiona.
- Twoja matka była jedną z naszych. Kiedy się urodziłaś daliśmy jej propozycje. Pozwoliliśmy jej odejść, jednak w zamian miała dać nam ciebie.
- Moja matka oddała swoją córkę jakimś dziwakom na eksperymenty! Czemu nic mi nie powiedziała, że jest agentką? W ogóle jak ona mogła mi to zrobić! - Brunetka nie pojmowała słów tego człowieka.
- Nie lubiła tej pracy. Robiła wszystko żeby odejść stąd. Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży stwierdziliśmy, że nie możemy jej tutaj trzymać. Chcieliśmy ją zwolnić, ale twoja matka wpadła na genialny pomysł żeby nasz wynalazek wprowadzić w życie.
- Tak po prostu oddała mnie w wasze ręce? Moja kochana mama, która nawet by mrówki nie skrzywdziła?!
- Cały ten projekt był pomysłem twojej matki. Może nie była jakąś super agentką za to mądra bardzo. Nie chciała robić badań na innych dzieciakach, bo twierdziła, że nie ma takiego sumienia. Poczekaliśmy aż trochę podrośniesz i zaczęliśmy testy.
- Więc postanowiła zrobić to na własnym dziecku. Jeżeli mogę wiedzieć to co to są te testy i dlaczego jestem eksperymentem? Nie mogliście po prostu wziąć jednego z waszych superludków?
- Jak dobrze wiesz naszą główną siłą są Avengers. Bez nich nie mielibyśmy szans w walce z złem. Jednak ich moce nie zawsze są na tyle mocne żeby sprzeciwić się im. Większość zna ich słabości. Z twoją matką doszliśmy do wniosku, że stworzymy nowego superbohatera, który będzie miał w sobie umiejętności innych. Byłby naszym planem B w razie niepowodzeń.
- Czyli jestem taką jakby tarczą dla T.A.R.C.Z.Y. - stwierdziła.
- Można tak powiedzieć.
Alice podeszła bliżej do ekranu. Widziała każdy swój dzień. Tak jakby ktoś wtedy był z nią chociaż dobrze wiedziała, że nikogo obcego nie było. W tym czasie Fury wykonał jakiś szybki telefon.
- Przyjdź do sali 002 - usłyszała ostatnie słowa.
- Skąd macie te filmy? - Zagadnęła zaciekawiona.
- Twoja matka przysyłała je systematycznie. Niektóre są wykonania naszych agentów.
- Szpiegowaliście mnie?
- Na początku wystarczały nam same nagrania aż do momentu kiedy skończyłaś 16 lat.
- Chodzi pewnie o ten czas kiedy zaczęły się problemy z potworem.
- Dokładnie, ale ja raczej nie nazwałbym tego potworem., tylko wadą, usterką.
- Jak to usterką?
- Tak jak w rzeczach bywają usterki tak i tutaj, tylko w tym wypadku musisz nauczyć się z tym żyć.
- To nie jest takie łatwe.
- To prawda. Nie jest, ale właśnie dlatego jesteś tutaj. Nauczymy cię tego.
W tym czasie do pokoju weszła jakaś kobieta. Dziewczyna wywnioskowała, że to też agentka.
- Alice to jest agentka Maria Hill - przedstawił nas sobie. - Pokaże ci cały instytut.
Kobieta skinęła głową pokazując Alice żeby wyszła.
- Pokaże ci te podstawowe miejsca - oznajmiła. - Na początek zbrojownia.
Przeszły przez te same wąskie korytarze i krętymi schodami zeszły do podziemi. Znajdowały się tam różne laboratoria, które było widać przez szklane ściany. Na końcu korytarza były umieszczone drzwi. Agentka Hill otworzyła je, a przed oczami Alice pojawiła się sala z różnorodną bronią.
- Tutaj trzymamy broń, którą będziesz mogła używać. Fury przydzieli ci własną żebyś nie zabierała innym Avengersom.
- Będę miała własną broń? - spytała zaciekawiona i zarazem przerażona.
- Tak jak każdy z nas - odpowiedziała. Dziewczyna podeszła do jednej z półek na której leżały łuki i strzały. Podniosła jedną strzałę. Była cała czarna o bardzo ostrym początku. Alice oglądając ją kątem oka zauważyła jeszcze większe drzwi, które znajdowały się także na końcu sali. Podeszła do nich.
- Co tam jest? - zapytała łapiąc za klamkę.
- Hala treningowa, ale nie wchodź tam, bo teraz trening mają jedni z naszych Avengersów - wyjaśniła. - Teraz pokarze ci twój pokój.
Wyszły i znowu tymi samymi schodami weszły na górę. Przeszły przez główny hol i skręciły w lewy korytarz, który prowadził do sypialni agentów. Alice swój pokój miała pod numerem 105. Kiedy stanęły pod drzwiami agentka Hill wyciągnęła magnetyczną kartę i otworzyła czarne drzwi. Ujrzały niewielki pokój. Brunetka pomału weszła do środka. Położyła torbę na krzesło, a sama usiadła na łóżko. Maria otworzyła szafę i wyciągnęła z niej pierwsze lepsze ciuchy i rzuciła je na kolana Collins.
- Przebierz się w to - rozkazała jej. - Będzie ci w tym wygodniej. Alice wzięła ubrania do rąk. Były to ciemne, obcisłe dżinsy i koszula w czarno-czerwoną kratkę. Popatrzyła na nie z grymasem, bo nigdy nie preferowała takiego stylu.
- Jeżeli będziesz miała ochotę to możesz potem wyjść i jeszcze się przejść po instytucie - zaproponowała agentka i wyszła z pokoju. Brunetka jeszcze przez chwilę siedziała przyglądając się każdej najmniejszej rzeczy. Nie sądziła, że to wszystko tak się potoczy. Zawsze marzyła o tym żeby być z takimi jak ona, ale teraz kiedy to nadeszło zaczęła tęsknić za ukrywaniem się w samotności. W końcu postanowiła wyjść trochę do ludzi. Chwyciła za ciuchy i weszła do kolejnych drzwi gdzie znajdowała się łazienka. Wyszła po jakiś pięciu minutach w nowym i dość niewygodnym stroju. Przeszła przez korytarz zakwaterowań przyglądając się numerkom na drzwiach i rozmyślając gdzie by tutaj pójść. Chciała posiedzieć w ciszy i samotności. Musiała odpocząć od wszystkich. Jedynym miejscem, które przychodziło jej do głowy to swój pokój na Brooklynie i żeby do niego wrócić. Zaczęła rozmyślać o tym całym dniu, przypominając sobie dokładnie każde miejsce. Wchodząc do holu wpadła na genialny pomysł. Bardzo chciała zobaczyć hale treningową. Nawet jeżeli oni tam jeszcze trenują to poprzyglądać się im. Strasznie ją ciekawił ich wygląd. Zeszła schodami i znalazła się w zbrojowni. Otworzyła ostrożnie drzwi, ale w środku już nikogo nie było. Panowała straszna ciemność. Po omacku znalazła włącznik światła. Światło zapaliło się i przed jej oczami pojawiła się wielka makieta miasta. Brunetka nie wiedziała co powiedzieć. Udało się jej wypowiedzieć tylko "Wow!". Wyglądało to tak jakby kawałek miasta wsadzić do wielkiej hali. Wszystko było bardzo realistycznie. Wielkie budynki, samochody. Po prostu wszystko! Nie miała siły żeby obejrzeć to dokładnie, więc postanowiła poszukać miejsca gdzie można byłoby przynajmniej na minute zamknąć oczy. Podeszła pod jeden z budynków, a że żaden nie miał schodów, więc musiała wspiąć się na samą górę. Kiedy już wspięła się na szczyt zrozumiała, że to na prawdę wielka hala. Usiadła na brzegu i opierając się głową o wystający podest zamknęła oczy.
***
Właśnie skończył się trening Avengersów. Ostatnio Hydra nie ujawnia się, więc treningi są jedyną atrakcją dla nich. Zgasili światło i bardzo mocno zatrzasnęli drzwi. Stojąc przy wyjściu z instytutu Thor spytał:
- No to co teraz robimy?
- Możemy przejść się na miasto - zaproponowała Natasha.
- Świetny pomysł! - stwierdził Thor. Wyszli z budynku i zaczęli kierować się do jednego z samochodów.
- Czekajcie! - Krzyknął Clint łapiąc się za kieszenie spodni. - Zapomniałem wziąć komórkę - poinformował, a inni westchnęli z irytacją.
- Idź, tylko szybko, bo inaczej pojedziemy bez ciebie - pogroziła mu Natasha.
- Czy ja kiedykolwiek nie przychodziłem na czas? - Zapytał retorycznie.
- Zawsze może być ten pierwszy raz - stwierdził Thor. Sokole Oko szybko pobiegł do środka. Ekspresowym tempem przeszedł cały parter, zbiegł schodami i popędził do zbrojowni. Wchodząc do niej od razu rzuciło mu się w oczy niedomknięte drzwi, które jak pamiętał bardzo mocno zatrzasnął Thor. Chwycił za swój łuk i strzały. Podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. W środku paliło się światło, ale poza tym nic nie mógł dostrzec.
***
Dziewczyna próbowała chociaż na godzinę zasnąć, ale nie mogła się skupić. Czuła, że ktoś jeszcze jest w tym pomieszczeniu. Otworzyła oczy i w oddali zauważyła postać o płci męskiej. Miał ciemne brązowe włosy i w ogóle cały był ubrany na czarno. Wyglądał jak ci wszyscy agenci, ale jednak różniło coś go od nich. Mianowicie to, że w ręku trzymał łuk podobny do tego co widziała kilka godzin temu. Wywnioskowała, że to jest jeden z Avengersów przypominając sobie słowa Fury, że większość z nich przypomina zwykłych ludzi, a nie superbohaterów. Nie chciała żeby dostrzegł ją, więc znikła, ale ciekawość w niej wygrała i postanowiła się głębiej dowiedzieć kto to jest. Nie sądziła, że to będzie takie trudne. Ta osoba bardzo długo stawiała opór.
- Jeżeli sądzisz, że wejdziesz mi do głowy to się mylisz. Za dużo osób dobierało się do niej - odezwał się nagle strzelając z łuku jednak strzała poleciała daleko od niej. Brunetka zaśmiała się głośno co nie przeszło uwadze Clinta. - Gdzie jesteś? - spytał zaciekawiony.
- Tutaj i...tam - odpowiedziała nie ruszając się z miejsca, ale ciągle była niewidzialna. Chciała trochę zażartować z Avengera.
- Myślisz, że ciebie nie znajdę? Nie takich jak ty w końcu odnajdowałem - wystrzelił jeszcze jedną strzale, która przeleciała już trochę bliżej Collins.
- Niezłego masz cela, ale jednak nie tak dobrego na mnie - przyznała powoli schodząc na ziemię.
- Nikt nigdy nie podważył mojej celności - zaznaczył głosem rozglądając się w około.
- To ja w takim razie jestem tą jedyną osobą - zeszła całkowicie na dół.
- Kim ty jesteś?
- Nie znasz mnie - wtedy dziewczyna zdjęła czar i przed oczami Clinta pojawiła się Alice. Avenger przyjrzał się uważnie jej po czym rzekł:
- Nie sądziłem, że cię tak szybko zwerbują.
- Nie sądziłam, że mnie znasz - powiedziała zdziwiona.
- Znają cię tylko ci którym kazano cię pilnować, czyli ja, agentka Romanoff no i po części Steve - odparł wkładając na miejsce wyciągniętą strzałę. W tej chwili Alice usłyszała głosy wychodzące z zbrojowni, które się nasilały. - No, pięknie - wymamrotał i odwrócił się w stronę drzwi. Do środka weszło dwoje ludzi. Jednego z nich dziewczyna od razu poznała, ale drugi był dla niej nieznany.
- Słyszałem jakieś krzyki, więc przyszedłem tutaj z nadzieją, że to Natasha znowu ci dokopała - odezwał się jeden z nich.
- Nie martw się Tony. Tym razem nie dałem jej tej satysfakcji - odpowiedział mu Sokole Oko.
- Widać niepotrzebnie tutaj przychodziłem - rzekł po czym spojrzał na Alice. - Czyżby ominęło mnie coś? - Spytał zaciekawiony.
- To jest Alice Collins i będzie jedną z nas - oznajmił Clint i dodał: - Alice to jest Tony Stark i Steve Rogers - przedstawił ich.
- My akurat znamy się trochę - powiedział Steve uśmiechając się do dziewczyny co wywołało u niej także bezwarunkowy uśmiech.
- Ta T.A.R.C.Z.A. przyjmuje coraz to młodszych bohaterów - stwierdził Tony. W tym czasie do hali weszła jakaś dziewczyna. Prawdopodobnie to była także jedna z Avengersów. Kobieta niczym się nie odróżniała od pozostałych ludzi pracujących tutaj.
- Ile można szukać telefonu?! - Zaczęła z irytacją kobieta. Kiedy zauważyła Alice, popatrzyła się na nią i rzekła: - Szybko ciebie tutaj zwerbowali.
- Ty pewnie jesteś agentka Romanoff - odezwała się wychodząc za pleców Clinta.
- Tak.
- Czyli to już wszyscy?
- No nie do końca - odpowiedział jej Clint. - Jeszcze jest Thor, Bruce i bliźniacy.
- Właśnie, gdzie oni są? - Spytał zaciekawiony Stark.
- Thora zatrzymał Fury, Bruce jest w sterowni, a bliźniacy pewnie jak zawsze gdzieś łażą - rzekła Natasha.
- No to może pójdziemy na miasto? - Zaproponował Tony.
- Mieliśmy tak zrobić, ale Clint zgubił jak zwykle telefon - odparła agentka.
- Więc to chyba twoje - odezwała się Alice podając mu komórkę. - Znalazłam ją na górze. Radziłabym ci wymyślić lepsze hasło.
- Dzięki. No to idziemy - schował do kieszeni spodni telefon i ruszył w stronę wyjścia, a za nim reszta. Otworzył drzwi i o mało nie dostał zawału.
-------------------------------------------------------------
Rozdział dodałam trochę wcześniej ze względu na bardzo dużo wolnego czasu.
Mam nadzieję, że się wam spodoba. :)
2 komentarze = następny rozdział!
Oreuis bajkowe-szablony