- Nic ci nie jest? - Spytał zmartwiony łapiąc za jej dłoń powodując u niej miły dreszcz.
- Można powiedzieć, że nic - odpowiedziała z grymasem pomału siadając na gołej ziemi.
- Może zabrać cię do lekarza? Mocno się walnęłaś - pomógł jej wstać.
- Nie trzeba. Nie takie rzeczy przeżyłam, a tak w ogóle to co mi się konkretnie stało?
- Wpadłem na ciebie, a jak jestem na całkowitym przyspieszeniu to bywam niebezpieczny.
- No to może byś uważał - rzekła oschle.
- Ty też mogłaś uważać.
- Dobra nieważne - machnęła ręką.
- Tak nie za bardzo nieważne. Przeleżałaś tutaj jakieś pięć minut. Myślałem, że nie żyjesz - powiedział z troską w głosie.
- Pięć minut! - Wykrzyczała. - Spóźnię się! - Pobiegła korytarzem.
- Może jakieś słowo na pożegnanie? - Zagadnął rozkładając bezradnie ręce.
- Cześć! - Krzyknęła z końca korytarza.
- Nie o to mi chodziło - usłyszała przed sobą ten sam głos. Stanęła zdziwiona.
- Przecież ty byłeś tam, a teraz jesteś tutaj. Gdzie? Jak? - Pytała zaskoczona. W końcu zrozumiała, że to musi być jeden z Avengersów. - Ty jesteś pewnie jeden z tamtych. Czego jeszcze chcesz?
- Nie wiem może twojego imienia, bo nie znam cię wcale, a taka ładna dziewczyna nie może być agentem.
- Alice Collins - przedstawiła się i ruszyła dalej.
- Pietro Maximoff...Gdzie tak pędzisz?! - rzekł doganiając ją.
- Na trening, który pewnie już trwa, a ja się spóźniłam przez to, że wpadłam na jakiegoś idiotę, który zamiast ostrzec, że idzie to jeszcze nie patrzy, tylko wpada na ludzi! - Odparła zdenerwowana.
- Może jestem idiotą, ale w dwie rzeczy nie trafiłaś. Po pierwsze ja sam niechodzę, tylko biegam. Chodzenie jest nudne i zajmuje wiele czasu. Po drugie głupio by to wyglądało jakbym na każdym zakręcie krzyczał "Z drogi!" - stwierdził. Alice popatrzyła na niego z ukosa. Był to wysoki chłopak. Nie tak zbudowany jak Steve, ale wyglądał na silnego. Blond kosmyki włosów opadały teraz na jego czoło.
- Idziesz ze mną aż do hali?
- Wybierałem się do siostry, ale jeżeli nalegasz - odpowiedział przeciągle.
- Masz rodzeństwo? - Zapytała zaciekawiona.
- Tak, bliźniaczkę, ale nie jesteśmy do siebie podobni - rzekł zabierają z czoła włosy.
- Dlaczego?
- Jeżeli poznasz ją to zrozumiesz.
Doszliśmy na miejsce gdzie już siedział zniecierpliwiony Clint.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz - odezwał się na przywitanie.
- Ja zawsze przychodzę - oznajmiła i stanęła na przeciwko niego.
- Zawsze w towarzystwie? - Spojrzał na stojącego przy wyjściu Pietro.
- Akurat to jest całkowitą nowością - przyznała i spojrzeniem dała mu znak żeby wyszedł.
- To ja już pójdę - odezwał się blondyn. - Siema Clint! Do zobaczenia Alice! - Uśmiechnął się w stronę dziewczyny i wyszedł.
- Trzymaj to - podał jej do ręki łuk i strzałę po czym sam wziął to samo. - Widzisz w oddali tego manekina? - Zapytał wskazując palcem na dalej położony punkt.
- Widzę - odpowiedziała wytężając wzrok.
- Musisz trafić w niego.
- Trafić? Ja nawet nie umiem tego trzymać, a co dopiero trafić z takiej odległości! - Wypuściła łuk z ręki.
- To nie jest takie trudne - schylił się i podniósł go z ziemi. - Chwytasz, naciągasz i strzelasz. Większej instrukcji nie ma - wyjaśnił i pokazał to na swoim łuku. Był o wiele większy od tego co trzymała właśnie w ręce. Strzała poszybowała wysoko z dużą szybkością i wbiła się centralnie między oczy manekina. - Teraz ty - zwrócił się znowu do niej. Stanęła w tym samym miejscu co przed chwilą Clint. Trzymając mocno łuk naprężyła go i wystrzeliła strzałę, która poleciała wysoko i spadła metr dalej.- Nie tak źle chociaż mogło być jeszcze lepiej - stwierdził.
- Chyba po to tutaj jestem żebyś mnie nauczył.
- I cię uczę. Najlepsza nauka jest po przez praktykę.
Wtem zadzwoniła komórka Clinta. Avenger odebrał ją odchodząc na bok.
- Zaraz przyjdziemy - usłyszała końcowe słowa. Sokole Oko rozłączył się i schował komórkę z powrotem do kieszeni. - Fury dzwonił i kazał przyjść do sterowni - powiedział kierując się do wyjścia.
- Wiedzą już co mi jest? - Spytała idąc tuż za nim.
- Tego to nie wiem, ale jak zwołują nas wszystkich to oznacza, że to coś poważnego - rzekł zamykając za nimi wszystkie drzwi.
- Kiedy zazwyczaj to robią?
- Jak szykuje się grubsza sprawa. Zazwyczaj kiedy pojawia się Hydra.
- Dużym prawdopodobieństwem jest to, że to Hydra? - Zapytała z lekka przestraszona.
- Nie wykluczam, ale też nie mówię tak, chociaż fajnie by było jakby się pokazali.
- Fajnie?! Aż tak chce się wam wojny!
- Wojny to może nie, ale walka to jest jedyna nasza atrakcja. Przynajmniej dla mnie.
- Nie wiedziałam, że zabijanie ludzi może być przyjemnością.
- My nie zabijamy ludzi. Chyba, że są bardzo źli to wtedy robimy im tylko krzywdę.
- Wybijając im strzały między oczy - skwitowała ironicznie. Clint otworzył duże drzwi gdzie siedzieli już wszyscy. Wokół wielkiego stołu stały dwa wolne krzesła, które czekały na nich.
- Siadaj tutaj! - Odparł Thor wskazując na wolne miejsce między nim, a Stevem. Alice powoli usiadła spoglądając na twarze innych.
- Więc skoro już wszyscy jesteście musicie usłyszeć o naszym pomyśle - zaczął Fury. - Jak wiemy Collins jest jeszcze młodą osobą i błędem byłoby trzymanie jej ciągle tutaj, dlatego mam dla was kolejne zadanie. Któryś z was będzie musiał ją wziąć do siebie.
- A czy to konieczne? - Spytała zniechęcona.
- Tak i to bardzo.
- Jestem ciekaw kto jest tym szczęściarzem, który będzie musiał robić za niańkę - odezwał się Tony.
- Nie jestem dzieckiem! Nie potrzeba mi opiekuna! - Wykrzyknęła brunetka.
- Doprawdy - burknął ironicznie Stark kołysząc się na boki na obrotowym krześle.
- Mam 19 lat jeśli chcesz wiedzieć - dodała.
- Nie musisz się o tą osobę martwić, bo to u ciebie będzie mieszkać. Przynajmniej może cię to nauczy szacunku, którego rzadko miewasz - spojrzał na niego srogo Fury.
- Można od razu powiedzieć, że wcale go nie ma - rzekła dziewczyna, którą Alice widziała poraz pierwszy. Miała ciemne długie włosy, delikatną cerę, a oczy głębokie i zmartwione czymś.
- Zamknij się! - Syknął do niej Tony.
- Nie mów tak do niej! - Podniósł się z krzesła Pietro.
- A bo co mi zrobisz blondasku? - Zaśmiał się kpiąco.
- Zaraz się przekonasz staruszku - odparł gotowy do jakiegokolwiek ataku.
- Uspokójcie się! - Krzyknął na nich Nick Fury. - Z wami gorzej jak z dziećmi - westchnął załamany.
- Skoro wszystko jest już uzgodnione to możemy już iść? - Spytała niepewnie Natasha.
- Tak idźcie - odpowiedział jej Nick - a ty Alice, idź spokój się! - Rozkazał jej.
-----------------------------------------
Narzekałam na tamten rozdział, a ten wyszedł mi jeszcze krótszy. ;-;
Ostatnio nie mam weny na pisanie długich.
Postaram się następny napisać dłuższy.
Coraz więcej widzę komentarzy na blogu. :)
Bardzo mnie to cieszy. :)
2 komentarze = następny rozdział
Co raz ciekawiej
OdpowiedzUsuńDużo Weny
Przeczytałam twój blog i bardzo mi się podoba. Czekam na nexta bo perspektywa Tony'ego i Alice pod jednym dachem będzie czymś ciekawym ;D
OdpowiedzUsuńKochana, mam dla Ciebie radę. Mniej dialogów, więcej opisów! Nic nie wiem, poza rozmową. Czuję się, jakbym czytała jakiś scenariusz, a nic nie idzie sobie wyobrazić. Wydaje mi się, że czytasz książki. Są tam same dialogi, czy raczej opisy miejsc, ludzi, uczuć i sytuacji? Popracuj nad tym, a opowiadanie będzie tysiąc razy lepsze, bo na razie to taki ubarwiony scenariusz. :)
OdpowiedzUsuńHistoria z Alice naprawdę ma ciekawe zadatki, musisz to tylko dobrze wykorzystać. Interesuje mnie, jak będzie wyglądało mieszkanie Tony'ego razem z naszą główną bohaterką. Polubiłam Piedro, naprawdę. Szczególnie mam do niego sentyment po obejrzeniu najnowszej części Avengersów... Eh.
Czekam na nowy rozdział! :)
Pozdrawiam ciepło, Julss xx