piątek, 29 maja 2015

Rozdział 1

Powoli dochodziła do swojego mieszkania. Mieszkała w jednej z kamienic na Brooklynie. Nie było to wielkie mieszkanie. Dwa pokoje, duży salon i mała kuchnia. Sąsiedzi też nie byli źli chociaż nigdy nie zadawała się z nimi. Czasami tylko czytała w ich myślach i wtedy wiedziała co się dzieje na około. Drzwi wejściowe jak zawsze były otwarte. Mieszkała obok nich starsza kobieta. Alice czytając w jej głowie dowiedziała się, że jest sama, a najbliższą dla niej osobą jest jej pies. Stary kundelek był jedyną istotą spoza domu, którą lubiła Alice. Podobało się jej jak przybiegał do niej i swoim mokrym językiem lizał ją po twarzy i rękach. Wtedy ona go głaskała po jasnej puszystej sierści. Przynajmniej na moment zapominała o tym szarym świecie. Dzisiaj go nie było, wiec dziewczyna bez najmniejszego uśmiechu na ustach doszła do swojego mieszkania. Od kluczyła drzwi i z hukiem zamknęła za sobą. Było tutaj tak spokojnie. Alice mieszkała tylko z mamą. Ojca nigdy nie znała. Często sama przesiadywała w domu, bo jej matka wracała bardzo późno z pracy o której nigdy jej nie opowiadała. Gdy była sama brała książki i po prostu czytała. Było to jedyne zajęcie które dawało jej prawdziwą radość. Dzisiaj zrobiła to samo. Podeszła do wielkiej półki i wyciągnęła z niej starą książkę. Była ona w zielonej, grubej okładce. Przeglądając strony czuła bijącą od niej starość. Położyła się na łóżko i zaczęła czytać. Już pierwsze dotknięcia przyprawiały ją o zachwyt. Potrafiła w czasie czytania czuć to co czuł pisarz. Dotykając umiała powiedzieć co się działo z tą książką kilkadziesiąt lat temu. To była kolejna zasługa tego nadprzyrodzonego daru. Po półgodzinie usłyszała jak ktoś otwiera drzwi od mieszkania. Była to jej matka. Wszędzie rozpozna te charakterystyczne kroki i zapach. W powietrzu było czuć napięcie, które biło od tej kobiety. Dawno nie widziała jej w tym stanie. Nawet gdy zmieniała tak często szkoły nie wydawała się tak przygnębiona. Czasami bywała taka jak wracała z pracy. Wtedy zawsze patrzyła na nią zatroskanym, a zarazem współczującym wzrokiem. Było słychać jak nalewa wodę do wanny. Potem tylko dwa trzaśnięcia drzwiami i nastała głucha cisza. Jednak po niecałej godzinie Alice usłyszała kolejne pukanie do drzwi wejściowych. Odłożyła książkę na bok i wyszła z pokoju żeby otworzyć, jednak wyprzedziła ją jej opiekunka. Dziewczyna przystanęła i wtopiła się w ścianę żeby zobaczyć kto to jest. Był to facet. Czarnoskóry człowiek z opaską na oku rozmawiał z jej matką. Miał na sobie czarne ubranie. Obok niego stał też jakiś chłopak. Miał niebieskie oczy i blond włosy. W porównaniu do tamtego był ubrany całkiem przyzwoicie. Wytężyła bardziej słuch żeby usłyszeć o czym mówią. Pochwyciła tylko kawałek rozmowy.
- Ona nie może już tutaj być - powiedział tajemniczy człowiek.
- Mówiłam ci, że to przejdzie. Daj nam trochę czasu - odpowiedziała mu matka Alice.
- Sama widziałaś co się dzisiaj stało. Jeżeli oni mają się nie dowiedzieć o jej istnieniu to ta sytuacja nie może się już nigdy powtórzyć.
- I się nie powtórzy - przytaknęła.
- Wiem, że martwisz się o nią, ale innego rozwiązania nie widzę. Z nami będzie bezpieczna.
- Zagwarantujesz mi to?
- Nie, ale już pora żeby wiedziała po co ma te moce.
Alice słuchała z zapartym tchem. Powoli docierało do niej, że tą osobą jest właśnie ona. Spróbowała podejść bliżej, ale potknęła się o mały stolik i przewróciła się z wielkim hukiem. Oczy trójki osób skierowały się właśnie na nią. Chłopak, który stał w progu drzwi podszedł do niej i pomógł jej wstać.
- Nie musiałeś - powiedziała otrzepując się.
- Ale chciałem - odrzekł i odszedł na bok.
- Mamo, kim oni są? Co on chce ode mnie? Dlaczego wie o moich mocach? - Pytała zdenerwowana.
- Alice to jest Nick Fury i zabierze cie na jakiś czas stąd - wyjaśniła drżącym głosem.
- Jak to zabierze? Gdzie? - Nie mogła uwierzyć słowom swojej matki.
- Przestań zadawać takie pytania - zwróciła uwagę dla córki. - Weź torbę i wróć tutaj - rozkazała jej. Dziewczyna coraz bardziej nie wiedziała co się dzieje. Kto to jest ten Nick Fury i gdzie on miał ją zabrać?
- A co jak oni mnie zabiją? - Myślała w głębi duszy. Zaczęła się denerwować, co mogło spowodować kolejny atak. Nie chciała tego tutaj. Jakimś trafem uporała się z tym, ale niedowierzanie i strach siedziały nadal w niej głęboko. Pobiegła szybko do swojego pokoju. Wyciągnęła z szafy torbę, którą zawsze miała spakowaną. Mama kazała jej trzymać taką na wypadek szybkiego wyjazdu albo przeprowadzki. Chwyciła za nią i wybiegła znowu na korytarz. Tym razem niespodziewani goście czekali na nią na zewnątrz.
- Dali nam się pożegnać - odezwała się mama ocierając z oczu łzy.
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć gdzie mnie zabierają? Ile jeszcze rzeczy przede mną ukrywasz? - Wybełkotała próbując zachować kamienną twarz.
- To nie czas żeby wytykać między sobą błędy - pouczyła ją.
- Jestem na tyle dorosła żeby wiedzieć co chcecie ze mną zrobić.
- Nie bój się. Tam będziesz bezpieczna. Oni nauczą cię jak z tym masz żyć - wyjaśniła. Relacje ich były różne. Często nie dogadywały i kłóciły. Alice zazdrościła swojej rodzicielce tego, że może być w pełni normalna, chociaż dobrze wiedziała, że przeżywa ona to niemniej od niej samej. Poza tym dziewczyna bardzo ją kochała i nikomu nie pozwoliłaby ją skrzywdzić
- Możesz mi to obiecać?
- Obiecuję na słowo matki.
Alice przytuliła swoją matkę mocno i powoli przekroczyła próg drzwi.
- Jesteś już gotowa? - spytali, a ona pokiwała głową na tak. Grupa ludzi zaczęła wychodzić z budynku, a za nimi szła smutna Alice. Przed wejściem stał samochód. Przypominał on trochę policyjny, ale nie miał żadnych napisów i świateł na sobie. Był cały czarny. Z samochodu wyszedł jakiś facet i otworzył tylnie drzwi. Tył samochodu wyglądał jak stanowisko jakiegoś szpiega. Jeden bok był zabudowany jakimś sprzętem, wiele monitorów, a do tego ludzie wyglądający na jakiś agentów. To już zaczęło ją trochę przerastać. Pierwszy do samochodu wszedł Fury, za nim wszedł chłopak, a na samym końcu zrobiła to Alice spoglądając jeszcze na kamienice w której dotychczas mieszkała.
- Siadaj tutaj - rozkazał jej chłopak, a sam zajął miejsce obok niej. Przez chwilę przyglądał się dziewczynie, która niespokojnie patrzyła gdzieś w otchłań. W końcu czując na sobie wzrok spytała zaciekawiona:
- Dlaczego tak się na mnie patrzysz?
- Jakoś inaczej cię wyobrażałem - przyznał z uśmiechem.
- Jak?...Albo już nie chcę wiedzieć - powiedziała zrezygnowana, po czym zwróciła się do Nicka Fury: - Mogę wreszcie wiedzieć gdzie mnie zabieracie? - Zapytała zniecierpliwiona.
- Pewnie nas nieznasz. Na pewno, bo zabroniliśmy twojej matce mówić ci o nas - zaczął opowiadać. - Jesteśmy organizacją o nazwie T.A.R.C.Z.A.
- T.A.R.C.Z.A.? To jest to samo co UNICEF czy coś w tym stylu?
- Otóż nie, bo my nie zajmujemy się zwykłymi ludźmi tylko superbohaterami takimi jak ty.
- Takimi jak ja? - Odparła zdziwiona. - Nie jestem superbohaterką.
- Wszystkie osoby o nadprzyrodzonych mocach są w jakiejś części superbohaterami, tylko nie zawsze wybierają tą drogę co trzeba.
Nagle samochód się zatrzymał.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił kierowca. Wszyscy wyszli z pojazdu. Dla Alice od razu rzucił się do oczu wielki budynek z bardzo dużymi oknami. Rzadko takie widziała. Czasami tylko jak przejeżdżała taksówką przez Manhattan. Przed nim stało wiele pojazdów. Od normalnych samochodów po samoloty. Wszędzie chodzili ludzie podobnie ubrani jak Nick Fury. Idąc dziewczyna oglądała się na około.
- Collins, witamy w centrum T.A.R.C.Z.Y.! - Rzekł Fury.
- Na jakimś odludziu go wybudowaliście - stwierdziła brunetka.
- T.A.R.C.Z.A. jest organizacją tajną. Nikt nie może się o niej dowiedzieć. Nasi bohaterowie są jak najbardziej kojarzeni, ale T.A.R.C.Z.A. zawsze pozostanie tajna.
Weszli do środka. Tutaj było jeszcze więcej ludzi i jeszcze więcej sprzętu, którego nigdy nie widziała.
- Ci wszyscy ludzie to nasi agenci. Niektórzy to Avengersi, ale w swoim czasie rozróżnisz ich od innych ludzi.
Podszedł do nich jeden z agentów.
- Kapitanie, pan Stark prosi żebyś do niego przyszedł - zwrócił się do chłopaka.
- Powiedz mu, że zaraz do niego przyjdę - rozkazał po czym zwrócił się do pozostałych, a głównie do Alice. - Raczej już do niczego się nie przydam - uśmiechnął się w jej stronę i odszedł.
- Więc jak mówiłem nie wszyscy superbohaterowie wyglądają na takich. Większość wygląda jak zwykli ludzie, których prawdopodobnie spotkałaś kiedyś na ulicy. Niektórzy ukrywają w sobie potwory, innych w ogóle nie zobaczyłaś, bo są niezauważalni dla ludzkiego oka, ale łączy ich tylko jedna wspólna cecha: walczą dla dobra tego kraju.
- Fajnie, ale co ja mam z tym wspólnego?
Szli dalej, przechodząc przez różne korytarze, aż w końcu doszli do jakiegoś pokoju. Fury powoli od kluczył je i weszli do środka. Było tam ciemno. W kącie stała szafka z różnymi papierami, a na głównej ścianie znajdował się wielki ekran. Mężczyzna podszedł do szafki i wyciągnął z niej teczkę na której widniał napis Alice Collins. Następnie podszedł do ekranu do którego włożył jakąś płytkę. Alice nagle ujrzała wiele filmików z swojego życia. Nick jakby odgadując jej myśli odpowiedział:
- Obserwujemy cię od bardzo dawna - zaczął. - Wiemy wszystko o tobie. Każde twoje ruchy są tutaj zapisywane.
- Dlaczego to robicie?
- Robimy to dlatego, że jesteś naszym eksperymentem.
Alice wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Nie mogła uwierzyć w te słowa. Eksperymentem? Czyżby robili na niej jakieś straszne badania, a może to jej matka ciągle ją okłamywała?
---------------------------------------------------------------------------
No to mamy 1 rozdział. :)
Rozdziały będę dodawać w piątki ze względu na wiele wolnego czasu. :)
Może za wcześnie dramatyzuje, ale ilość komentarzy pod prologiem trochę mnie zasmuciła. :/
Wiec żeby was trochę zmotywować postanowiłam kolejne rozdziały publikować w zależności od ilości komentarzy. :)
Żeby nie było tak trudno na początek to:
2 komentarze = następny rozdział ;) 

poniedziałek, 25 maja 2015

Prolog

Właśnie się zaczynał rok szkolny, co dla Alice oznaczało następne 10 miesięcy tortur. Nigdy nie lubiła szkoły. Nie miała tam koleżanek ani kolegów. Wszyscy śmiali się z niej i bali się zarazem. Dlaczego? Otóż nie jest zwykła dziewczyna. Urodziła się z jakąś nadprzyrodzona mocą. Widzi rzeczy które żadne oko ludzkie nie potrafi dostrzec, a poza tym lata, strzela wszystkim co popadnie i robi z mózgów ludzi sieczkę, a to tylko parę umiejętności. Mama jej powtarza, ze to jest moc z której powinna być dumna, lecz ona to nazywa wada przez która została wyrzucona z czterech rożnych szkol. Ta do której jedzie jest już piątą szkołą w ciągu trzech lat. Na początku jak twierdziła nie było to takie złe. Nawet jej się to podobało, lecz wszystko zaczęło się od niedawna. Wystarczyło, ze się zdenerwowała i już budził się w niej potwor. Nazywała to "Coś" tak. Wtedy nad niczym nie panuje.
- Zaraz dojedziemy na miejsce - oznajmiła ją matka. Długim westchnieniem dała jej odpowiedź. - Alice, popatrz się na mnie! - wyrwała ją z rozmyśleń mama. Spojrzała na niął obojętnym wzrokiem. - Pamiętaj jak ktoś cie zdenerwuje to wdech i wydech - przypomniała swojej córce.
- Jak by to miało jakikolwiek sens - odpowiedziała nie mniej obojętnie. - Ten potwor żyje własnym życiem.
- Alice co ja ci mówiłam! Nie nazywaj tego tak. Tolerowałam to jak byłaś trochę młodsza, ale teraz musisz zrozumieć, że ci się to przyda.
- Niby w czym? Normalnie nie mogę szkoły skończyć. Ja się dziwie, ze mnie jeszcze na innej planecie nie zamknęli, gdzieś daleko od ludzi.
- Pamiętaj, że wywołuje się to tylko wtedy jak się zdenerwujesz. Musisz tego unikać.
- Jak? Zawsze się znajdzie ktoś kto mnie zdenerwuje i wtedy włącza się to dziwactwo.
Wjechały na parking przed szkołą.
- Staraj się jak najmniej zwracać na siebie uwagę - poradziła stawiając na parkingu samochód.
- Jak by to było możliwe - odparła i powoli poszła w stronę szkoły. W jej stronę kierowały się także inne osoby. Nie tak dziwne jak ona. Na ich twarzach było widać uśmiech. Wszyscy cieszyli się, tylko nie Alice. Przeszła po cichu przez podwórko szkoły. Nikt się jej nie przyglądał. Właśnie tego chciała. Weszła do szkoły w której rozbrzmiewały śmiechy i rożne krzyki. Brunetka nigdy tego nie rozumiała. Jak można cieszyć się w miejscu takim jak szkolą, gdzie czujesz się jak w wiezieniu? Kiedy doszła do szafki z napisem Alice Collins zadzwonił dzwonek na lekcje i wszystkie korytarze opustoszały. Miała mieć historie. Wyciągnęła z torby zeszyt i książkę, torbę wsadziła do szafki, a sama poszła do sali 210. Weszła jako ostatnia i szybko zajęła miejsce. Przez resztę lekcji też się nie odróżniała. Przyszedł czas długiej przerwy i jak każdy poszła coś zjeść na stołówkę. Wzięła tackę i stanęła do długiej kolejki. Czuła się dumna. Minęła już połowa dnia, do końca lekcji zostały niecałe dwie godziny, a potwór nie odzywał się. Poczekała cicho w kolejce i z jedzeniem na tacy usiadła przy wolnym stole. Stół stał w rogu prawie na samym końcu sali. Siedziała daleko od innych z pewnością, ze nic i nikt ją tutaj nie zdenerwuje. Niestety przeliczyła się. Kiedy już miała jeść podeszły do niej trzy dziewczyny.
- Ty, nowa! To moje miejsce! Idź poszukaj sobie innego odludnego miejsca! - syknęła do niej blondynka. Dwie brunetki stały za nią i tez patrzyły na Alice srogimi minami. Przynajmniej próbowały tak patrzeć. Alice takie dziewczyny nazywała pustymi i wpatrzonymi w siebie laskami, które robią z siebie nie wiadomo kogo, a naprawdę by się zgubiły w tym świecie. Nie odezwała się. Wołała to przemilczeć. Może jakimś trafem dziewczyny by sobie poszły, ale one nie miały zamiaru odejść. - Mówiłam coś do ciebie, odludku! - Powtórzyła podchodząc coraz bliżej brunetki. Dziewczyna czuła, ze to się może źle skończyć. Jej oddech się zwiększał i był coraz cięższy, a źrenice się zmniejszały. Próbowała robić to co kazała jej matka, ale bez rezultatów. Chciała już odejść, ustąpić im tego przeklętego miejsca, ale za nim zdążyła to zrobić blondynka wzięła jej tackę z jedzeniem i wyrzuciła na Alice całą jej zawartość. Tego już nie wytrzymała. Obudził się znowu w niej ten potwór, którego cały dzień unikała. Nagle wszystko jej się urwało. Kiedy ocknęła się siedziała pod wielką ścianą. Wokół niej nic nie było. Za to w obrębie kilku metrów leżały powywracane i połamane krzesła oraz stoły. Ledwo podniosła się z ziemi. Czuła straszny ból stylu głowy. Rozejrzała się na około, lecz w pobliżu nikogo nie było. Zrobiła kilka kroków, ale upadla. Dotknęła tylnej części głowy ręką i poczuła ciepła i lepką ciecz. Była to krew. Musiała widocznie mocno się walnąć. Na czworaka dopełzła do drzwi wyjściowych. Opierając się o drzwi spróbowała znowu wstać. Stanęła na środku długiego korytarza szkolnego. Wszędzie było tak pusto i cicho. Przy wyjściu z budynku zobaczyła ludzki cień. Był to cień jej matki. Widziała ją dokładnie. Stała i patrzyła wzrokiem, który mówił: "Prosiłam cie Alice, a ty mnie nie posłuchałaś". Dziewczyna spuściła wzrok na ziemie i powoli poczłapała w stronę swojej matki. Starała nie patrzeć się na nią. Od momentu wyjścia z szkoły nie odzywały się. Dopiero kiedy stali w korku Alice zapytała niepewnie:
- Znowu mnie wyrzucili?
- Jeszcze nie wiadomo - odpowiedziała jej matka głosem z lekka stłamszonym.
- Jestem potworem! - przyznała i z łzami w oczach otworzyła drzwi od samochodu.
- Co ty robisz? - zapytała ją zaskoczona rodzicielka.
- Idę do domu - rzuciła zatrzaskując za sobą drzwi. Zwinnie przeszła miedzy ciągiem samochodów i znalazłam się na ulicy Nowego Jorku. Szła powoli patrząc na ciemny chodnik. Myślała o tym co teraz z nią się stanie. Czy znowu będzie musiała zmieniać szkołę, a może zdarzy się coś co zmieni całkiem jej życie?
--------------------------------------------------
Witam was! :)
No to jest już prolog.
Nie jestem z niego całkowicie zadowolona, ale ocenę pozostawiam już wam. ;)
Proszę was żebyście komentowali ten prolog, bo to motywuje do pisania. :)
Do 1 rozdziału! :) 
Oreuis bajkowe-szablony