piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 8

W środku stały pojedyncze grupki uczniów. Alice idąc przez korytarz zaczęła szukać swojej szafki. Były one żółte i na każdej było napisane imię, nazwisko i klasa ucznia. Ściany były pokryte graffiti, a podłoga marmurową posadzką. Na prawie samym końcu znalazła swoją szafkę. Stała ona między dwiema innymi przy których stały jakieś dziewczyny. Przycisnęła torebkę do siebie i powoli podeszła do nich. Wyciągnęła kluczyk i włożyła go do dziurki. Próbowała otworzyć ją, ale szafka ani drgnęła. Zwątpiona uderzyła pięścią w nią.
- Czasami się zacinają - odezwała się jedna z nich. Była to blondynka o złocistych włosach, które luźno opadały na jej ramiona i niebieskawych oczach. Miała na sobie białą sukienkę w czarne groszki i czarne szpilki. Odsunęła ręką zdezorientowaną Alice do tyłu i zaczęła nocować się z szafką. W końcu drzwiczki się otworzyły i ukazały się dwie puste szafki i małe lusterko.
- Dziękuję - podziękowała cicho prawie niesłyszalnie.
- Nie ma za co! - Odpowiedziała jej wesoło dziewczyna. - Jestem Lisa - przedstawiła się wyciągając rękę na przywitanie. - A to jest Nicole - wskazała ręką na brązowooką brunetkę, która stała obok.
- Alice - rzekła wstydliwie.
- Miło cię poznać! Pewnie to ty jesteś tą nową.
- No raczej - odparła od niechcenia i wrzuciła książki do środka.
- Będziemy razem w klasie - oznajmiła Lisa.
- Super! - Powiedziała z ironią i zakluczyła drzwiczki. Ruszyła przed siebie do klasy od fizyki. Pierwszą lekcję miała z swoim wychowawcą, panem Smithem. Tak przynajmniej pisało na planie lekcji. Weszła do klasy. Wszystkie okna były zasłonięte i w pomieszczeniu panował półmrok. Ławki były jednoosobowe ustawione w czterech rzędach. Na samym końcu siedziała grupka chłopaków, a jakieś dwie dziewczyny siedziały na początku. Usiadła na środku i położyła torbę na ławkę. Wyciągnęła komórkę w której był SMS od Starka:

Po lekcjach przyjadę po ciebie.

Odłożyła telefon i nagle wystraszyła się widząc obok siebie dwie nachylone do niej z dwóch stron dziewczyny.
- To twój chłopak? - Zapytała jedna z nich.
- Nie - zaśmiała się z goryczą. Przez uszy jej nie przeszło, że mogłaby być ze Starkiem. Są dwiema różnymi charakterami i gdyby nie mieszkanie ze sobą nie mieliby nic wspólnego. Nawet nie wie czy nadawałby się na przyjaciela, a co dopiero na chłopaka.
- Jesteś taka ładna, że aż myślałyśmy, że to może twój chłopak - odezwała się zawstydzona Nicole. Alice poczuła, że się rumieni. Słyszeć takie rzeczy od osoby o wiele ładniejszej od niej. Nigdy nie uznawała się za ideał piękna. No bo co mam czego inni nie mają? Myślała mijając każdą dziewczynę. Chciała już coś odpowiedzieć kiedy do sali wszedł jakiś mężczyzna. Był to wysoki facet około 40-stki. Miał na sobie czarny garnitur z granatowym krawatem, a na twarzy widniały duże okulary i wąsy. W prawej ręce trzymał dziennik z napisem 3A.
- Zaczyna się - westchnęła Lisa i odwróciła się w stronę tablicy. Rozpoczęła się lekcja. Pan Smith był nauczycielem fizyki. Alice to nie zachwycało, bo niebyła z tego przedmiotu geniuszem chociaż szło jej dzisiaj bardzo dobrze. Wychowawca okazał się całkiem przyzwoity. Na długiej przerwie znowu przyszły do niej te same dziewczyny. Tym razem przysiadły się do niej kiedy brunetka jadła obiad.
- I jak ci się podobają lekcje u nas? - Zapytała ją Nicola.
- Nie są takie złe - odpowiedziała. Chciała dodać, że w ostatniej szkole nawet dnia nie wytrzymała, ale wolała to zachować dla siebie. - Nauczyciele też są całkiem mili.
- Czasami potrafią być fajni - przyznała brunetka biorąc kęs kanapki. - Nasz wychowawca też jest całkiem, ale czasami trudno go zrozumieć.
Patrzyły na nią takim wzrokiem jakby chciały wiedzieć o niej coś więcej, ale nie mogła nic im o sobie powiedzieć. Nagle od stołu wyskoczyła jak oparzona Lisa.
- Mam pomysł! - Krzyknęła tak głośno, że aż osoby przy innych stolikach się odwrócili. Nicole chwyciła ją za rękaw i sprowadziła na dół. - Alice może masz ochotę wybrać się dzisiaj wieczorem na imprezę? Będzie super zabawa! - Zapewniła ją blondynka.
- Nie jestem pewna czy będę mogła - rzekła niepewnie.
- Jesteś w trzeciej klasie liceum. Dlaczego byś nie mogła wyjść na jedną imprezę? - Zdziwiła się dziewczyna. Dobre pytanie. Może dlatego, że nie jest taką osobą za którą ją biorą i ma moce o których jeszcze nie ma pojęcia. Oczywiście tego nie powiedziała w zamian zaczęła coś mamrotać pod nosem. W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy ruszyli na lekcje.
***
W końcu wszystkie lekcje się skończyły. Alice szybko wyszła zostawiając dziewczyny daleko w tyle. Na parkingu tak jak się umawiała czekał na nią Stark. Rzuciła torbę na tył i wsiadła do środka zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jak minął pierwszy dzień w szkole? - Zagadnął ruszając z piskiem opon.
- Tak jak każdy inny - odpowiedziała mrużąc oczy. - Zabierasz mnie do T.A.R.C.Z.Y.? - Bardziej stwierdziła niż spytała.
- Tak. Masz dzisiaj drugi trening. Tym razem z Pietro. Pewnie się cieszysz - spojrzał na nią z ukosa.
- Czemu bym miała się cieszyć? - Zapytała zdziwiona.
- Dość dużo czasu spędzacie ze sobą.
- Nie przesadzaj. Skąd o tym wiesz? - Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec, którego szybko zakryła.
- Ja wiem wszystko - wyszeptał i gwałtownie zatrzymał pojazd. Dziewczyna szybko złapała za rączkę od siedzenia.
- Zwariowałeś! - Krzyknęła podrywając się.
- Nie. Jesteśmy na miejscu - rzekł z drwiącym uśmiechem.
- Mówiłam ci już, że cię nienawidzę? - Zagadneła retorycznie.
- Ani razu.
- W takim razie mówię ci to po raz pierwszy. Nienawidzę cię - wybełkotała naburmuszona.
- Nie jesteś pierwsza i jedyna, która to powiedziała - rzucił i wysiadł. Chciała mu zwrócić jakąś niegrzeczną uwagę, ale postanowiła zachować ją dla siebie. W zamian głośno westchnęła. Tony podszedł do niej z drugiej strony i otworzył drzwi. Gestem wskazał żeby wyszła.
- Jaki dżentelmen - rzekła z ironią wychodząc z samochodu.
- Jeśli chcę to potrafię - odpowiedział i trzasnął drzwiami. Ruszyli do budynku. W drzwiach stał opierając się o framugę Pietro. Kiedy podeszła do niego on uśmiechnął się wywołując u Alice kolejny napad rumieńców.
- Chyba nie będziesz w tym ćwiczyć - stwierdził wskazując na jej ubranie. Spojrzała na nie po czym znowu na niego.
- Nic innego nie mam - wyznała szukając wzrokiem Starka, ale go już nie było.
- Nie musisz się martwić. Coś wykombinuję - ruszył przed siebie. Szli przez korytarz w dosłownej ciszy. Dziewczyna słyszała tylko swoje bici serca. Przystanęli przed drzwiami. Pietro wyjął z kieszeni bluzy kartę i otworzył je. Przed jej oczami pojawił się pokój. Podobny do tego co mieszkała na początku, ale ten wydawał jej się ciaśniejszy. Pierwszy wszedł do niego Maximoff, a za nim niepewnie brunetka. Czuła się jakoś niezręcznie obserwując wszystkie ruchy chłopaka, które były bardzo swobodne. Odłożył kartę na biurko i otworzył szafę w której zaczął coś grzebać. W końcu wyciągnął z niej jasnoróżowy dres. - Trzymaj. Powinien pasować - wręczył go Alice. Dziewczyna stała wryta patrząc na strój. Nie za bardzo przepadała za tym rodzajem ubrania. - Tam jest łazienka - wskazał na brązowe drzwi. Wyrwała mu dres z ręki i nie pewnie weszła do środka. Zaczęła się przebierać. Strój pasował na nią idealnie, ale i tak czuła się w nim jak worek. Spojrzała na siebie w lustrze i pomyślała gdzie tutaj widać ideał? Po prostu go nie ma. Wyszła z powrotem do pokoju znajdując w nim leżącego na łóżku Pietro.
- Wygodnie się leży? - Spytała zakładając ręce na piersi.
- A żebyś wiedziała, że tak - odpowiedział kładąc ręce pod głowę.
- Idziemy czy nie? - Zagadnęła w końcu zniecierpliwiona.
- Idziemy, idziemy - odparł wstając z łóżka. Otworzyła drzwi i we dwójkę znaleźli się na korytarzu. Ruszyła przed siebie nie czekając aż Avenger zamknie drzwi.
- Nie musisz tak pędzić. Jeszcze się nabiegasz - rzekł doganiając ją.
- Twoja siostra nie będzie zadowolona, że dałeś mi jej ubranie? - Spytała marszcząc oczy.
- Się okaże - wzruszył ramionami. Znaleźli się pod drzwiami, które prowadziły do hali treningowej. Pietro kopnął je, które z hukiem otworzyły się. Weszli do środka. Alice stanęła na środku sali. Na około panowała ciemność. Wzrokiem znalazła kontur ciała chłopaka. Stał oparty o ścianę, a na jego czarne adidasy padało nikłe światło z zewnątrz. Przez chwile stali tak kiedy w końcu łokciem zapalił światło. Zapanowała jasność. Dziewczyna gwałtownie zamknęła oczy od nagłego światła, a kiedy je otworzyła przed sobą zobaczyła Pietro. - Zaczynamy - rzucił z uśmiechem. Spuściła głowę i odsunęła się od niego o kilka kroków. Podniosła ją z powrotem, ale Avenger znowu był przy niej.
- Nie mogę mieć chwili prywatności? - Powiedziała zdenerwowana zakładając ręce na biodra i tupiąc energicznie stopą.
- Od chwili kiedy mamy razem trening to nie - odpowiedział po czym przysunął się do niej jeszcze bardziej tak, że dzieliły ich nikłe centymetry. - Widzisz ten słup? - Wskazał na jakiś betonowy fragment budynku, który znajdował się jakieś pięćset metrów dalej. Kiwnęła głową. - Masz przebiec go na około i wrócić tutaj. Daje ci na to trzy sekundy.
- Trzy sekundy! - Niemal krzyknęła.
- Może na początek rzeczywiście za mało - przyznał. - Masz pięć sekund.
- O wiele lepiej - prychneła. - Nie wszyscy są tak super szybcy jak ty.
- Fury powiedział, że jeszcze wiele mocy nie jest w tobie odkrytych, wiec może ty też umiesz bardzo szybko biegać, a o tym jeszcze nie wiesz.
- Skąd masz taką pewność?
- Nie mam, dlatego powiedziałem może - odparł i stojąc za nią chwycił ją obiema rękami za jej ręce. Na jej twarzy pojawił się wyraz zawstydzenia. - To nie jest w cale takie trudne. Zamknij oczy - rozkazał jej, a ona to zrobiła. - Wyobraź sobie, że jesteś - zamyślił się - gepardem, a co gepardy robią?
- Biegają - odpowiedziała głosem lekko zdławionym, a zarazem tak bardzo dziecinnym.
- Brawo, więc wyobraź sobie, że jesteś takim gepardem i musisz biegnąć - rzekł powoli ją puszczając. Alice stała tak myśląc o tym co dla niej powiedział. Wyobrazić sobie, że się jest zwierzęciem? To zabawa dobra dla dzieci, a nie dla prawie dorosłej osoby. Chyba. Chciała już mieć to za sobą. Wrócić do domu. Tego nieprawdziwego. Do Starka chociaż tak na prawdę nie darzyła go sympatią. Odrobić lekcje jak na osobę chodzącą do szkoły przystało. Być chociaż przez chwilę normalnym człowiekiem. Czy o coś wielkiego proszę? Myślała tak przez dłuższy czas aż w końcu dojrzała do tego momentu. Poczuła w sobie zwierzę. Złość mieszana z żalem do samej siebie sprawiła, że pobiegła, ale jak pobiegła! Czegoś takiego nigdy nie czuła. Wszystko inne wydawało się takie niedostrzegalne. Za wolne dla niej. Była tylko ona i droga po której się poruszała. To było prawie jak latanie. Nie czuła gruntu pod nogami. Poruszała się w powietrzu. Minęła słupek w niemal dwie sekundy. Na zakręcie ledwo wyrobiła się, a dalej biegła jak nigdzie dotąd. Była już prawie na miejscu, kiedy pojawił się problem. Jak zahamować? Zaczęła po prostu stawać machając przy tym rękami, ale gdy to robiła pod nogami czuła taki żar jakby jej buty miały zaraz spłonąć. Poczuła jak ktoś ją łapie. Jak robi obrót i ląduje na ziemi. Otwiera oczy, a obok siebie widzi Pietro. Scena wygląda niczym z filmu. Chłopak i dziewczyna, sami w niezręcznej sytuacji. W takich momentach dochodzi zazwyczaj do pocałunków, ale czy będzie tak teraz? Teraz nie była między nimi odległość centymetrowa. W ogóle jej nie było. Patrzyli sobie w oczy. Te niebieskie oczy jeszcze nigdy zdaniem Alice nie były takie niebieskie. Przynajmniej jej się tak wydawało. Wiedziała, że każdy ruch sprawi, że przeżyje swój pierwszy pocałunek, ale czy chciała tego teraz? W tym momencie? Z tą osobą? Nie potrafiła na nic odpowiedzieć, tylko patrzyła w jego oczy, które teraz wydały jej się najpiękniejszymi oczami na świecie. Z każdą minutą oddech jej przyspieszał, a serce biło tak jakby miało wyskoczyć. Miała już to zrobić kiedy drzwi się otworzyły na oścież, a do środka weszła Wanda. Dziewczyna poderwała się szybko czerwieniąc się ze wstydu. Wanda patrzyła na nich też zdezorientowana.
- Chyba wam przeszkodziłam - odezwała się po chwili niezręcznej ciszy.
- Nie. My już kończyliśmy - odpowiedziała i spojrzała na Pietro, który siedział bez ruchu z głową opuszczoną do ziemi. Uśmiechnęła się pod nosem dziękując za wspólny trening, przynajmniej za jego część. Minęła łukiem dziewczynę i zniknęła w drzwiach.
***
- Widzę, że ciekawie minął wam ten trening - powiedziała i usiadła na betonowy stopień.
- Nie ważne - odpowiedział podnosząc się z ziemi.
- Nie sądziłam, że ona tak ci się podoba - przyznała zakładając nogę na nogę.
- A ty skąd to wiesz? - Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Wanda odwróciła głowę. - Znowu czytałaś mi w myślach! - Krzyknął na nią zdenerwowany. - Mówiłem ci żebyś mnie zostawiła w spokoju! Znajdź sobie inną ofiarę! - krzyknął po raz drugi i kopnął jakąś betonową część.
- Zmieniłeś się przez nią. Już nie jesteś tym samym Pietro co kiedyś - stwierdziła z spokojem chociaż, że jego słowa coraz bardziej ją raniły. - Ona cię zniszczy. Widziałam to.
- Twoje przepowiednie są do dupy - bąknął nadal zdenerwowany na nią.
- Dobrze wiesz, że w większości się sprawdzają.
- Mówisz tak, bo jesteś po prostu o nią zazdrosna! Boisz się, że cię wygryzie z grupy przy tym zabierając tobie mnie. Nie jestem głupi Wanda, ale nie możesz mnie mieć na wyłączność - jego ton był chłodny i niezmieniający się.
- Mam gdzieś tych Avengersów! Ja boję się o ciebie! Co jak co, ale jesteś moim bratem i chcesz czy nie będę się o ciebie martwić, bo tylko ty mi zostałeś - podniosła głos, który był bliski płaczu, ale starała to ukryć.
- Nie jestem twoją własnością - powtórzył i wyszedł z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami i zostawiając swoją siostrę samą.
------------------------------------
 Poprzedni rozdział był krótki to ten zrobiłam trochę dłuższy. Jak wam się podoba? :) Miał być już w środę, ale ze względu, że przez kilka dni byłam nad morzem i nie miałam czasu pisać, a wena w tym nie pomagała, więc jest dopiero dzisiaj. :) Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
3 komentarze = następny rozdział

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 7

Właśnie wsiadała do samochodu, kiedy odezwał się Stark:
- Pierwszy raz widziałem jak ktoś tak zareagował na propozycję pójścia na kawę - stwierdził wkładając kluczyki do stacyjki.
- Nie miałam ochoty - powiedziała broniąc się, ale w głębi duszy żałowała swojego czynu.
- Tak, tak - rzekł z ironią odpalając samochód. Było to przyjemne popołudnie. Lekki wiaterek ochładzał gorące wiosenne słońce.
- Nie musisz ze mną siedzieć w domu. Możesz nawet mnie tutaj wysadzić. Przejdę się - zaproponowała, kiedy mijali Central Park.
- Powiedziałem ci, że cię zawiozę, a ja słowa dotrzymuje - odpowiedział z całkowitą pewnością. Zaparkował samochód i ruszył w stronę mieszkania. Machał kluczami i zarazem gwizdał człapiąc przez korytarz. Zadziwiał ją ten jego luz. To jak do każdej sytuacji podchodził bez żadnego problemu. Weszli do mieszkania. Rzucił kluczyki na stół i rozkładając się na brązowym skórzanym fotelu wyjął spod niego notes.
- Co ty robisz? - Spytała zdziwiona stojąc naprzeciw niego.
- Pisze regulamin domu - odpowiedział zapracowany. Delikatnie usiadła na róg stołu. Zaczęła przyglądać się mężczyźnie. Pisał, a raczej gryzmolił coś bardzo szybko. Kiedy skończył wyrwał kartkę i dał ją dla dziewczyny. Alice wytężała wzrok, ale nie mogła nic odczytać.
- Piszesz jak kura pazurem - stwierdziła obracając kartkę w dłoni.
- W takim razie powiem ci w skrócie - odparł. Wstał i zaczął przechadzać się po salonie. - Wstajemy nie wcześniej niż dziesiąta, chyba że to konieczność to wtedy tak. Nie zapraszamy nikogo spoza T.A.R.C.Z.Y. Masz zakaz wychodzenia bez mojej zgody i co najważniejsze nie masz prawa wchodzić do mojego pokoju - wyrecytował tak jakby znał to wszystko na pamięć.
- Regulamin jak za dyktatury - skwitowała to obruszona.
- Po części nie ja je wymyślałem.
- A kto? T.A.R.C.Z.A.? - Bardziej stwierdziła niż spytała.
- Może - mruknął i wyszedł do kuchni.
- Nie wyglądasz na osobę która ich słucha - rzekła idąc za nim. Kuchnia była tak jak wszystko bardzo nowoczesna. Na środku stał prostokątny blat, który robił za stół. Pod wschodnią ścianą stała lodówka, kuchenka i zmywarka, a pod zachodnią było miejsce do przyrządzania dań i zlew. Tony otworzył lodówkę i ją zamknął z grymasem.
- Może nie słucham ich, ale przestrzegam zasad - wyjaśnił i podrapał się z frustracją po głowie. - Trzeba byłoby zrobić zakupy - westchnął.
- Jeśli chcesz to możesz iść do sklepu, a ja na ciebie tutaj poczekam - zaproponowała siadając na kuchenny stołek. Stark zmierzył ją wzrokiem i rzekł:
- Zaraz przyjdę, tylko nie idź nigdzie - ostrzegł ją jak małe dziecko i wyszedł z domu zatrzaskując za sobą drzwi. W domu panowała pustka. Był już wieczór, ale tłumy nie ustawały w sklepach co oznaczało, że Avenger szybko nie wróci. Chwyciła za kosmyk włosów i zaczęła nim się bawić. Po pewnej chwili i to jej się znudziło. Wstała i zaczęła przechadzać się po kuchni. Nagle poczuła w sobie zmęczenie. Ziewnęła zatykając ręką usta. Zgasiła światło i po ciemku weszła do swojego pokoju. Położyła się przodem na łóżko i zamknęła oczy.
***
Obudził ją głośny dźwięk zegarka, który jakimś trafem znalazł się przy jej łóżku. Otworzyła szybko swoje zaspane oczy i spojrzała na zegarek. Była siódma rano. Wstała i poczłapała na zewnątrz. Przeszła przez pusty salon i znalazła się w kuchni, gdzie przy blacie siedział pijąc kawę już ubrany i przyszykowany Stark.
- To ty położyłeś do mojego pokoju budzik? - Spytała ledwo się kontaktując z otoczeniem.
- Jak inaczej miałbym cię obudzić do szkoły - stwierdził i podsunął do niej talerz z świeżymi bułkami. - Za półgodziny wychodzimy, więc zjedz teraz coś.
Chwyciła za jedną bułkę i zaczęła ją jeść.
- Podoba ci się praca szofera? - Zapytała ciekawa jego reakcji.
- Nie, ale nie mam innego wyjścia - przyznał odkładając kubek do zmywarki. Wzięła ugryzioną bułkę do ręki i z powrotem poszła do pokoju. Otworzyła szafę i przyjrzała się uważnie każdemu ubraniu. Postanowiła nałożyć biały T-shirt, koszulę w czerwonoczarną kratę i dżinsy. Skończyła jeść bułkę i była już gotowa do pierwszego dnia w szkole. To już na niej nie robiło takiego wrażenia jak za pierwszym razem. Kilka godzin lekcji i znowu pobyt w agencji. Każdego dnia to samo. Usłyszała pukanie do drzwi. Był to Tony. - Wychodzimy już - oznajmił jej i znowu zostawił ją samą. Chwyciła za poręczną torbę, która wisiała na drzwiach szafy. Wyszła i od razu zeszła do podziemi, bo czuła, że tam jest Avenger. Nie myliła się, bo mężczyzna już siedział w samochodzie. Otworzyła drzwi i wsiadła do środka. Rzuciła torbę na tylne siedzenie.
- Możemy już ruszać - oznajmiła i zapięła pasy.
- Nie musisz tego robić - powiedział odpalając samochód. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Czego mam nie robić?
- Zapinać pasów. Już chyba prawie nikt tego nie robi.
- Robię to dla własnego bezpieczeństwa - odwróciła wzrok w drugą stronę. Wyjechali na ulicę. Na ulicy było pełno młodzieży z plecakami i torbami, którzy szli do szkół. Niektórzy byli ubrani w szkolne mundurki, a inni w normalne letnie ubrania. Przejechał przez Piątą Aleje i stanął na parkingu przed szkołą. Był to stary niski budynek z gotyckimi oknami. Prowadziła do niego szeroka piaszczysta droga. Wzięła torbę i wyszła z samochodu.
- Zaprowadzić cię? - Zagadnął siedząc w środku.
- Nie, dzięki. Nie dam ci tej satysfakcji - burknęła i poszła w stronę szkoły. Szło tam wiele nastolatków aż nie mogła uwierzyć, że to prywatna, a nie państwowa placówka. Stanęła przed szklanymi drzwiami. Otworzyła je szeroko i weszła do środka.
-----------------------------------------
Łapcie 7 rozdział. :)
Tym razem trochę krótki. :p
Nie mam teraz za bardzo kiedy wstawiać, więc mogą być małe opóźnienia.
Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
3 komentarze = następny rozdział

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 6

Nowojorski krajobraz od rana dawał wyznaki. Hałas samochodów i tłumy ludzi oblegały ulice miasta. Dziewczyna już długo nie spała. Rzadko miewała twardy sen. Alice na pół śpiąco spoglądała na czyste błękitne niebo przez okno. Pojedyncze promienie słońca raziły jej zaspane oczy. Wyszła z pokoju.   Cały dom oblegała głucha cisza. Salon do którego weszła był ogromny. Skórzana kanapa i dębowy stolik stały na środku pokoju na małym podeście. Minęła je i podeszła do wielkiego okna. Przyłożyła czoło do zimnej szyby i spojrzała na ruchliwą ulicę.
- Wiesz, która jest godzina? - Usłyszała za sobą głos Tony'ego.
- Piąta rano - odpowiedziała nie odrywając oczu od okna.
- Normalni ludzie jeszcze śpią - powiedział zakładając ręce na piersi.
- Ja nie jestem normalna i ty chyba też - odwróciła się do niego. Miał na sobie piżamę, a jego ciemne włosy były rozczochrane. - Chyba dobrze spałeś -rzekła z lekkim uśmiechem na ustach.
- Nie każdy jak ty wstaje o czwartej nad ranem - odparł ironicznie i podszedł do baryka gdzie wyjął jakiś trunek. - Pijesz? - Zapytał podnosząc do góry szklaną butelkę z jasnobrązowym napojem.
- Nie lubię alkoholu - odrzekła siadając na sofę.
- Szkoda - stwierdził biorąc jeden łyk. - Wiesz, że będziemy musieli zrobić regulamin tego domu - powiedział odkładając szklankę na bok.
- Po co? - Zagadnęła zdziwiona.
- Po to żeby między nami nie dochodziło do niepotrzebnych kłótni - wyjaśnił.
- Wątpię, że to pomoże - burknęła z drwiącym śmiechem.
- Trzeba próbować - westchnął. - Pierwszy punkt będzie brzmieć: wstajemy najwcześniej o 10 rano.
- 10 rano? Tak późno?
- A to tylko w dni robocze.
- A co jeżeli o tej godzinie, kiedy śpisz akurat świat będzie potrzebował twojej pomocy? - Spytała z dużą przesadą.
- Wtedy zadzwonią - odpowiedział bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Nagle usłyszeli nikły głos komórki Tony'ego. Mężczyzna podszedł do małego stolika z którego podniósł telefon. - Może rzeczywiście ktoś potrzebuje mojej pomocy - rzekł i odebrał.
- Jeżeli to prawda to zostanę wróżką - odparła z ironią.
- W połowie zgadłaś, bo na China Town szaleje jakiś psychopata z bronią - powiedział i rzucił telefon z powrotem na stolik.
- Mam rozumieć, że zostawiasz mnie tutaj samą?
- Nie. Jedziesz ze mną - oznajmił kierując się do swojego pokoju.
- Co! - Poderwała się zaskoczona.
- Spokojnie, zabiorę cię do T.A.R.C.Z.Y. - uspokoił ją. - Nie potrzebuję zbędnego balastu. Od tego są inni - rzekł i zniknął za ścianą. Nie miała wyjścia i musiała wrócić do pokoju żeby przebrać się. Wyjęła spod łóżka torbę, którą od wczorajszego wieczora nie ruszała. Wzięła brązowe rurki, biały top, jasny sweter i weszła do łazienki. Przebrała się i po pięciu minutach była gotowa. Wyszła z powrotem do salonu gdzie czekał na nią już Stark.
- Gotowa? - Spytał, a ona pokręciła głową na tak. Avenger chwycił za kluczyki i we dwójkę wyszli z mieszkania.
***
Kiedy dojechali na miejscu panował chaos. Wszyscy biegali w pełnej gotowości. Czyli tak to wygląda, pomyślała Alice idąc noga w nogę z Tonym. Weszli do środka gdzie od razu zaczepił ich jeden z agentów.
- W końcu jesteś - odezwał się do Starka. - Nasza załoga pojechała na miejsce.
- A kto konkretnie?
- Barton i Romanoff.
- Skończyli robotę?
- Jeszcze nie.
- W takim razie idę to zakończyć - rzekł zakasując rękawy i udał się dalej przez ciemny korytarz. Dziewczyna chciała z nim iść ciekawa co będzie dalej, ale zatrzymał ją ten sam człowiek.
- Z tobą chce rozmawiać Fury -zwrócił się do niej. Alice swój wzrok wkuła w ciemny korytarz, którym jeszcze chwilę temu szedł superbohater. Kiwnęła znacząco głową i ruszyła za agentem. Zatrzymali się przy brązowych drzwiach.
- To gabinet Fury'ego. Możesz tam wejść - oznajmił i odszedł. Dziewczyna niepewnie zapukała i weszła do środka. Było to ciemne pomieszczenie. Na środku stało biurko z papierami, a przy ścianach szafki z segregatorami.
- Alice powiedz mi w ilu szkołach byłaś przez te trzy lata? - Zagadnął ją spoglądając przez okno.
- W czterech - odpowiedziała zdziwiona pytaniem.
- Czyli szkoły państwowe odpadają. Za dużo będzie podejrzeń. Za to w prywatnych są małe klasy, ale wymagane duże opłaty - zaczął myśleć na głos. Alice nic z tego nie rozumiała. Zatrzasnęła drzwi za sobą i podeszła bliżej szefa wszystkich agentów, który burczał niezrozumiałe słowa. Po chwili przysłuchiwania się zrozumiała, że wymienia on nazwy szkół prywatnych w Nowym Jorku. Nie były to elitarne szkoły, tylko zwykłe prywatne z normalnymi uczniami i lekcjami. Przynajmniej tak się jej zdawało.
- Co to ma wspólnego ze mną? - Spytała zaskoczona.
- Mamy zamiar posłać cię do szkoły - wyjaśnił odwracając się w jej stronę.
- Do szkoły? - Zrobiła minę taką jakby nie rozumiała tego co powiedział. - Myślałam, że nie wrócę do niej nigdy.
- Myliłaś się - stwierdził. - Jesteś jeszcze niepełnoletnia i musisz chodzić do szkoły, a my nie chcemy niewykształconych superbohaterów.
- Skończyłam przecież szkołę.
- Ale nie liceum.
- Zawaliłam ostatni rok.
- To nie znaczy, że nie możesz go poprawić.
Dziewczyna zamyśliła się. Wrócić znowu do tej szarej rzeczywistości? Zaczęło się jej podobać życie superbohatera. Całe dnie spędzone wśród naukowców, od czasu do czasu złapanie jakiegoś złoczyńcy i mieszkanie w centrum miasta jak jakiś celebryta. Tylko jednego dla niej brakowało do szczęścia. Pieniędzy.
- Jeżeli to ma być dla mojego dobra - odpowiedziała z niechęcią.
- Zapisaliśmy cię do prywatnej szkoły, między Brooklynem, a Manhattanem. Jutro zaprowadzi cię tam Stark - oznajmił. Jak małe dziecko, które pierwszy raz szło do szkoły, pomyślała robiąc kwaśną minę. Odwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi. Otwierając je usłyszała za sobą jego głos:
- Twoja matka może być z ciebie dumna. Dobrze to znosisz - pochwalił ją, a ona spuściła głowę i wyszła trzaskając drzwi. Ruszyła wąskim i krętym korytarzem w zamyśleniu. Pierwszy raz ktoś ją pochwalił. Nawet jej rodzona matka tego nie robiła. Dziewczyna zawsze sądziła, że ona po prostu brzydzi się nią. Teraz kiedy wie jaka jest prawda nie obwinia siebie za to, lecz coś w niej nadal tkwi. Tęsknota? Brakowało jej swojego starego pokoju, tej dużej szafki z książkami. Nie żeby jej się nie podobało mieszkanie u Avengera, ale jednak czegoś jej tam brakowało, tylko czego? Zdumiona spoglądała na czarną podłogę i białe ściany przez które od czasu do czasu było można zobaczyć nowoczesne laboratoria, a w nich ubranych na biało ludziki. Ci którzy siedzieli zlewali się z ścianą, które wszędzie były białe. Tylko biuro Fury'ego wydawało się bardzo ciemne. Włożyła ręce do kieszeni spodni i zgarbiła się przyspieszając kroku gdy nagle poczuła szturchnięcie w lewe ramie. Odwróciła się instynktownie i za sobą zauważyła nie wiadomo z jakiego powodu śmiejącego się Pietro.
- Drugi raz wpadłem na ciebie. To chyba przeznaczenie - odezwał się, a na jego twarzy było widać chytry uśmiech.
- Ja nie wieże w przeznaczenie - odburknęła i odwróciła się z powrotem.
- Jesteś taka bez humoru dlatego, że musisz iść do szkoły? - Spytał, co zamurowało Alice dosłownie.
- Skąd to wiesz? Śledzisz mnie? - Zapytała zdenerwowana.
- Jak ci powiem, że śledzę cię to co mi zrobisz?
Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami. Wtem usłyszała kobiecy melodyjny głos, który zbliżał się w ich stronę. Był to głos siostry Pietro. Idąc rzuciła krótkie spojrzenie do Alice i zwinnym ruchem ominęła ją podbiegając do brata. Brunetka nie chciała być natrętna, ale coś ją trzymało żeby usłyszeć przynajmniej fragment ich rozmowy. Udając, że odchodzi zaczęła im się przysłuchiwać.
- Gdzie byłeś? - Spytała zmartwiona.
- Tu i tam - odpowiedział na odczepnego.
- Znowu śledziłeś tą nową - stwierdziła krzyżując ręce na piersi.
- Nie, a jak nawet to nie jest twój interes - warknął co zdziwiło Wandę jak i Alice.
- Wrócili już z misji - oznajmiła przez zęby. Dziewczyna postanowiła zostawić ich samych. Dotykając ręką gładkiej ściany przeszła przez prosty korytarz i znalazła się w głównym holu. Grupka agentów prowadziła właśnie jakiegoś faceta na przesłuchanie. Brunetka usiadła na półokrągłej sofie i wzięła do ręki gazetę, która leżała na małym stoliku. Na stronie głównej widniał napis POWRÓT MŚCICIELI. Był to artykuł o napadzie na bank, który odbył się tydzień temu i o Avengersach, którzy złapali sprawców.
- Bardzo szybcy są - usłyszała za sobą głos Steve'a. Spojrzała na niego. Oparty łokciami o oparcie sofy uśmiechał się do niej szeroko. - Mogę się przysiąść? - Zapytał wskazując na wolne miejsce obok niej.
- Jasne! - Odpowiedziała i odłożyła gazetę na swoje miejsce.
- Walczenie ze złem bardzo męczy - stwierdził rozsiadając się wygodnie. Alice przyglądała się mu uważnie. W niebieskim stroju opinającym każde jego mięśnie wyglądał całkiem dobrze. Odgarnęła swoje włosy na bok i lekko się do niego uśmiechnęła.
- Nie podobała ci się dzisiejsza akcja - powiedziała pewnie.
- To nie to samo co Hydra - westchnął. Popatrzył się w jej oczy i rzekł: - Może byś chciała wyjść na kawę?
Czy on mnie zaprosił na randkę? Pomyślała i przełknęła głośno ślinę. Nikt jej jeszcze nigdy nie zaprosił na randkę. Nawet nie sądziła, że do tego tak szybko dojdzie. Teraz nie wiedziała co powiedzieć. Lubiła Steve'a, ale czy tak, że aż iść z nim na randkę? Kątem oka zauważyła wchodzącego do budynku Tony'ego.
- Dzięki za propozycje, ale muszę wracać do mieszkania - szybko wstała i podbiegła do Stark'a. Chwyciła go za rękę i pociągnęła z powrotem do wyjścia. Nie lubiła odmawiać, ale teraz nie miała innego wyjścia.
-----------------------------------------------
Oto po dłuższej przerwie mamy rozdział 6!
Mam nadzieję, że się wam spodoba. :)
Zapraszam do komentowania, bo to motywuje. :)
2 komentarze = następny rozdział
Oreuis bajkowe-szablony