środa, 9 września 2015

Rozdział 10

Czyżbym umarła? Pomyślała otwierając powoli, ale szeroko oczy. Przed sobą zobaczyła twarz Steve'a. Trzymał ją w swoich ramionach. Zdenerwowana zaczęła oddychać szybko. Widząc to objął ją ręką i przytulił do siebie. Czując jego ciepło poczuła się bezpiecznie. Brakowało jej czegoś takiego. Chciała go przytulić i podziękować mu, że jest tutaj, ale przypomniała sobie, że nie są tutaj sami. Odsunęła się od niego i na chwiejnych nogach próbowała złapać równowagę.
- No i co narobiłeś?! - Krzyknął do niego Thor.- Jak mam ją nauczyć latać skoro ty zachowujesz się jak jakiś superbohater?
- Może zachowuje się tak, bo nim jestem - burknął.
- Nagle taki mądry się zrobiłeś - obruszył się schodząc na dół.
- Ktoś musi być żeby inni nie robili głupot.
- Jakie to mądre! - Zaśmiał się pogardliwie.
- Mogłam zginąć! - Syknęłam do niego.
- Jak każdy z nas. Taka praca - odparł niewzruszony. Słowa Thora ją przestraszyły, ale z drugiej strony pokazały smutną prawdę. Nigdy nie możesz być pewny, że wrócisz żywy. Życie z myślą, że zginiesz. Czasami zastanawiasz się czy z niektórymi nie rozmawiasz po raz ostatni. Zostawiła dwóch Avengersów i poszła do głównego holu. Usiadła na fotelu i chowając twarz w dłoniach zaczęła podsłuchiwać rozmowę dwóch naukowców. Rozmawiali o jakiejś rzeczy, którą badali i która tak jak sądzili jest niebezpieczna i bardzo tajna. Przez chwilę miała wrażenie, że mówią o niej, ale potem zrozumiała, że nie wszystko się kręci wokół niej. Mało kto wie o istnieniu takiej osoby jak Alice Collins i w sumie to bardzo dobrze. potajemne życie ma swoje plusy. Malutkie, ale jednak są. Z tą myślą spojrzała na wiszący zegar na ścianie. Było dopiero po dziesiątej czyli minęła już druga lekcja. Przez chwilę po jej głowie chodziła myśl czy nie wrócić do szkoły? Opuszczanie szkoły już w drugi dzień nie było jednak dobrym pomysłem. Wstała i wyszła z budynku. Wiosenny wiatr smagnął delikatnie jej twarz. Przeszła przez długi parking aż znalazła się przy piaskowej drodze, która prowadziła przez las. Gdy wyszła znowu znalazła się na drodze. Tym razem była to dwupasmówka, która prowadziła do Nowego Jorku. Do miasta było jakieś pięć kilometrów. Zaczęła powoli iść w stronę metropolii kopiąc przy okazji napotkane kamyki. Od czasu do czasu próbowała złapać stopa, ale nikt nie zamierzał zatrzymać się. Po dwóch kilometrach rozejrzała się żeby zobaczyć gdzie się znajduje. Była dość daleko od T.A.R.C.Z.Y., ale nie tak blisko żeby dojść w godzinę do miasta. Przystanęła gdy na horyzoncie zobaczyła przystanek autobusowy. Ten sam o który wspominał ostatnio Stark. Podeszła do niego i sprawdziła rozkład jazdy. Za dwie minuty miał przyjechać pojazd, który jedzie aż pod jej szkołę. Oparła się plecami o poboczne drzewo i wyciągnęła telefon. Była w nim wiadomość od Tony'ego:

Gdzie jesteś?

Skasowała ją i schowała z powrotem telefon. Nie chciała tam dzisiaj wracać. Na kolejny trening. Już miała to po dziurki w nosie. Chciała przynajmniej na jeden dzień uciec od tego. Autobus przyjechał, a ona wsiadła do środka. Kupiła u kierowcy bilet w jedną stronę i usiadła na miejsce pasażera. W środku na szczęście nie było dużo ludzi, więc łatwo znalazła wolne siedzenie. Na miejscu była już po półgodzinie. Wysiadając obejrzała się wkoło czy nikt jej nie śledzi i jakby niby nic ruszyła w stronę szkoły. Miała się właśnie zacząć czwarta lekcja. Zadowolona, że nikt jej do tej pory nie widział miała już wchodzić do budynku gdy za sobą usłyszała znajome głosy wołające jej imię. Odwróciła się i zobaczyła machające w jej stronę Lisę i Nicole. Z niechęcią zawróciła w ich stronę.
- Gdzie ty byłaś? - Odezwała się jako pierwsza Lisa.
- Musiałam coś ważnego zrobić - próbowała jakoś się wymigać od tłumaczeń, ale blondynka nie odpuszczała.
- A co było ważniejsze od szkoły? - Dopytywała się, a brunetka aktorsko pokręciła oczami. W końcu przy pomocy Nicole koleżanka odpuściła.
- Chodźmy na lekcje - zaproponowała Alice. Dziewczyna już nawet szła w stronę szkoły, ale gdy zauważyła, że nikt za nią nie idzie stanęła. Odwróciła się i zobaczyła zdezorientowane koleżanki. - Dlaczego nie idziecie? - Spytała zdziwiona.
- Bo my nie idziemy do szkoły - wyjaśniła w skrócie Nicole.
- Uciekacie? - Bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Miałyśmy taki zamiar - odparła blondynka. - Ale ty nie musisz.
Przez jej głowę przeszła szalona myśl. Może nie tak bardzo szalona, ale nigdy by się na nią nie odważyła. Mianowicie chciała iść z nimi. Jak postanowiła tak i zrobiła.
- Idę z wami - oznajmiła i biorąc dwie zdezorientowane koleżanki pod rękę ruszyła w odwrotną stronę.
- Pewna jesteś tego? - Zapytała zdziwiona, a za razem zadowolona koleżanka. Przytaknęła. Minęły teren szkoły i zaczęły iść w stronę centrum handlowego. Miały cały ten czas spędzić na zakupach i innych przyjemnościach. Nigdy jeszcze tak się nie bawiła. Była to całkowita nowość. Po jakiś trzech godzinach wyszły z pełnymi torbami przechadzając się po ulicach Nowego Jorku. Zatrzymały się przy jednej z kawiarni gdzie zajęły wolny stolik. Pijąc mrożoną kawę brunetka i blondynka opowiadały o chłopakach, idolach, modzie i innych takich rzeczach.
- A ty? - Z zamyślenia wyrwał ją głos Lisy. - Masz kogoś na oku? - Zapytała zaciekawiona. Alice odgarnęła włosy z oczu. Burknęła przecząco biorąc łyk kawy. Dziwnie się czuła. Żołądek miała ściśnięty. Była zaniepokojona. Czym? Sama nie wiedziała. Czuła, że zaraz coś się wydarzy, ale tą myśl nie chciała brać na poważnie. Starała się niepokazywać tego. W zamian posyłała sztuczny uśmiech i śmiała się za każdym razem gdy mówiły coś śmiesznego nawet gdy wcale takie nie było. Nagle usłyszały głos syren policji, a dziewczynie żołądek ścisnął się jeszcze bardziej. Złapała się za brzuch z grymasem.
- Nic ci nie jest? - Zapytała ją z troską Nicole.
- Tak, tak, tak - skłamała. Spojrzała przez okno. Zauważyła pędzący czarny samochód za którym jechała policja. Kierowca samochodu nie patrzył jak jedzie. Taranował wszystko co było po drodze. Ludzie uciekali z krzykiem. Jedna rzecz przykuła uwagę dziewczyny tak, że jej serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Mianowicie chłopiec około pięciu lat. Przechodził przez ulice kiedy ten wariat uciekał przed policją. Przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że jak nikt go nie uratuje to z niego niezostanie nic. Nie odzywając się wybiegła z kawiarni. Na ulicy panował chaos. Zaczęła biec jak najszybciej potrafiła w stronę tego dziecka. Krzyczała do niego żeby zszedł, ale on ją nie słyszał. Samochód był dosłownie kilka metrów od chłopaka kiedy ona złapała go i odciągnęła na bok. Głosy ludzi zamilkły, a na ulicy zapanowała cisza.
-------------------------------------------------------
Witam was po dwu miesięcznej przerwie. :)
W wakacje nie za bardzo miałam czas na pisanie bloga, więc z początkiem roku przybywam do was z całkiem nowym rozdziałem. :) Wiem, że do tej pory jak pewnie zauważyliście postać Alice wydaje się perfekcyjna. Wzięłam to pod uwagę i w kolejnych rozdziałach ma się wszystko trochę pokomplikować.
Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :) 
4 komentarze = następny rozdział
Oreuis bajkowe-szablony