niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 13

     Otworzyła oczy, a wtedy zobaczyła niebo pełne gwiazd i duży księżyc, który odbijał nikłe światło. Powoli odstawił ją na ziemię, a wtedy zrozumiała, że nie znajduje się na ziemi tylko na dachu jakiegoś budynku. Podeszła do krawędzi. Byli na jednym z największych budynków w Nowym Jorku. Spojrzała w dół, a wtedy zakręciło jej się w głowie. Mogło być tutaj ponad sto pięter. Ludzie i samochody wyglądali stąd jak mrówki. Widok był nieziemski. Cała panorama miasta. Central Park, East River, budynek Stark'a, Brooklyn i co najważniejsze jej dom. Tutaj dopiero mogła zauważyć plusy całego miasta.
     - O wiele lepiej niż tam? - Spytał podchodząc bliżej.
     - Jakim cudem znaleźliśmy się tutaj? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
     - T.A.R C.Z A. ma wszędzie dostęp - odpowiedział z pokerową mimiką twarzy. Nie wiedziała czy mówi to z radością, żalem czy też gniewem. Zeskoczył z schodka i usiadł na podest. - Nie tylko ty lubisz czasem rozmyślać nad sobą.
     - Bycie superbohaterem musi mieć swoje plusy - stwierdziła chodząc w tą i z powrotem po betonowym gzymsie. Avenger skrzywił się.
     - Nie jest to takie łatwe jak myślisz. Nie zawsze jesteśmy mile widziani - wyjaśnił. - Teraz też musiałem coś wymyślić żeby nas wpuścili.
     - Co takiego im powiedziałeś? - Zaciekawiła się siadając obok niego.
     - To sprawa życia lub śmierci - odparł uśmiechając się niewinnie.
     - Umiesz poprawiać humor - przyznała siadając obok niego.
     - Od tego jestem - zaśmiał się i właśnie teraz zapadła ta niezręczna chwila. Zazwyczaj w takich momentach pada ten pierwszy pocałunek, ale takie rzeczy są tylko w filmach. Wstała gwałtownie i otrzepała się.
     - Powinnam już wracać. Nie chcę podpaść dla Stark'a - wybełkotałam niezręcznie. Blondyn nic nie odpowiedział tylko wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je szeroko i ręką wskazał by weszła. Zrobiła to co jej kazał.
     W środku panowała ciemność, więc żeby iść musiała trzymać się bocznej ściany. Co chwila potykała się o jakieś przeszkody. Na końcu korytarza zauważyła nikłe czerwone światełko. Gdy do niego doszli okazało się, że to winda. Pietro przycisnął ostatni guzik. Usłyszeli charakterystyczne warknięcie i winda się otworzyła oświetlając cały korytarz. Weszli do środka. Alice nacisnęła pierwszy przycisk i drzwi się zamknęły. Na około windy było pełno luster. Widzieli się z każdej strony. Na twarzy Avenger'a malowała się ciągle ta sama tajemniczość. Nie można było stwierdzić czy jest smutny, wesoły, zły. Też próbowała taka być, ale jakoś jej to nie wychodziło. Drzwi od windy się otworzyły, a przed jej oczami pojawił się hol najbogatszego budynku w mieście. Nie trzeba było mówić co w nim rządziło. Pieniądz i elegancja. Pierwszy raz widziała tak bogate miejsce. Diamentowe żyrandole, skórzane fotele, dębowe biurka i to tylko parę rzeczy, które udały wyłapać jej bystre oczy. Blondyn trzymając ją lekko za plecy prowadził dość szybko do wyjścia, by nikt ich nie zauważył.
      Przy drzwiach stał ochroniarz. Bardzo wysoki i napakowany. Charakterystyczny.
      - I jak? - Spytał Avenger'a gdy wychodzili z budynku.
      - Dobrze - powiedział mu przy czym kazał iść jeszcze szybciej. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się chytrze. - Musiałem trochę mu nakłamać żeby wejść - odpowiedział jej na jeszcze nie zadane pytanie. Staną na brzegu chodnika i wysunął rękę aby złapać taksówkę.
      Nie było to proste, bo żadna nie przystawała. Zajęło trochę czasu zanim jakakolwiek raczyła zatrzymać się.
      Blondyn otworzył drzwi, aby brunetka mogła wsiąść. Gdy to zrobiła usiadł obok niej zamykając za sobą drzwi. Podał dla kierowcy adres i samochód ruszył.
      Dziewczyna wlepiła wzrok w okno. Nocne światła miasta urzekały ją. Główna ulica Nowego Jorku wyglądem przypominała jej Las Vegas. Nigdy tam nie była, ale miasto kojarzyła z wielu amerykańskich filmów i szczerze bardzo jej się ono podobało. Dojazd nie trwał długo. Tym bardziej, że wszystko co było drogie i nowoczesne znajdowało się przy głównej ulicy. Taksówka zatrzymała się przed budynkiem. Wysiedli.
      - Dzięki za wieczór - podziękowała najładniej jak potrafiła.
      - Na mnie zawsze możesz liczyć - uśmiechnął się pod nosem. Podeszła do niego tak, że dzieliły ich tylko centymetry i pocałowała w policzek po czym odsunęła się od niego i ruszyła w stronę drzwi.
      - Cześć! - Rzuciła z niewinnym uśmiechem i weszła do środka.
      Skierowała się do najbliższej windy, która zabrała ją na samą górę. W mieszkaniu Starka panowała cisza. Zamknęła za sobą jak najciszej drzwi i idąc na palcach weszła do swojego pokoju. Rozebrała się i wzięła szybki prysznic. Następnie przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Dłuższy czas nie mogła zasnąć. Tyle rzeczy dzisiaj się wydarzyło. Myśl, że może być tak codziennie przyprawiała ją o dreszcze. Życie superbohatera ma swoją cenę i trzeba się z wielu rzeczy wyrzec. W tym z normalnego życia.
***
      Nad ranem oślepiło ją poranne słońce. Otworzyła zaspane oczy i przetarła je dłońmi. Usiadła rozglądając się dookoła. Wszystko było takie same. Zaczął się nowy dzień.
      Otworzyła szafę. Wyjęła z niej ciemne dżinsy i biały t-shirt. Przebrała się i zrobiła kucyk. Wyszła z pokoju niemrawo rozglądając się w szukaniu Starka. W salonie go nie było. W kuchni też nie. Nigdzie go nie było. Tak jakby wyparował.
      Stanęła przed umywalką w kuchni i przemyła twarz wodą. Odwracając się zauważyła za sobą postać. Przestraszona odskoczyła na bok, ale zaraz zrozumiała, że to nie kto inny jak Steve. Odetchnęła z ulgą.
      - Co ty tutaj robisz? - Spytała zaskoczona.
      - Tony kazał ci zostawić list, ale ja wolałem powiedzieć to osobiście - uśmiechnął się po czym zaczął dalej mówić. - Pojechał do T.A.R.C.Z.Y. Nie chciał cię budzić, bo podobno wczoraj późno wróciłaś - powiedział naciskając na ostatnie słowa.
      - Wróciłam, a co? - Zapytała zaciekawiona marszcząc zachęcająco czoło. Avenger uśmiechnął się pod nosem.
      - Zadziorna jesteś - stwierdził i dał jej znak żeby poszła za nim. Wyszli z kuchni i zagłębili się w środek mieszkania. - Czeka cię kolejny trening - oznajmił przystając przed wejściem do pomieszczenia. - Tym razem będziesz uczyć się walczyć.
      - Nauczysz mnie walczyć? - Zagadnęła zaciekawiona.
      - Nie - zaprzeczył. - Zrobi to Natasha - wyznał i otworzył szeroko drzwi. Miała mu coś odpowiedzieć, ale superbohatera już nie było. Wszedł do środka, a po jakimś czasie zrobiła to i ona.
      To było bardzo duże pomieszczenie z wieloma maszynami do ćwiczeń i ringiem do boksu. Na środku stała Natasha. Ręce miała splecione na piersi i tupała energicznie stopą.
      - No nareszcie - odezwała się widząc ich.
      - Co takiego będziemy robić? - Spytała niepewnie rozglądając się dookoła.Jeszcze ani razu tutaj nie była. Ciekawiło ją co takiego jeszcze ukrywa w domu Stark.
      - A czego się spodziewasz? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wzruszyła ramionami. Spodziewała się świętego spokoju, ale teraz dochodziło do niej, że nigdy tego niedostanie.
      Agentka Romanoff jednym zwinnym ruchem znalazła się na środku ringu. Skinieniem ręki rozkazała jej dołączyć do niej. Z grymasem na twarzy zrobiła to co kazała. Stanęła na środku czując się jak Amerykanin wśród samych Azjatów. Wiedziała, że jej koleżanka z fachu jest profesjonalistka, a ona sierotą, która jeszcze ani razu w życiu się nie biła. Właśnie to był jej słaby punkt. Ona nawet by muchy nie skrzywdziła, a co dopiero na prawdę walczyć.
      - Pokarz co umiesz - rozkazała dając jej znać do natarcia. Czuła się głupio i wstydziła powiedzieć, że nie umie się bić. Kiedyś widziała jak robią to chłopacy w szkole, więc jedyna rzecz jaka przyszła jej do głowy to naśladowanie ich.
      Zaczęła biec w jej stronę z wysuniętymi pięściami. Nie zauważyła kiedy agentka powaliła ją na ziemię. Z bólem wstała otrzepując się. Zerknęła ukosem na Steve'a. Na jego twarzy panowała ta sama charakterystyczna powaga. Chciała mu zaimponować. Pokazać, że jednak coś umie, ale nie wiedziała jak to ma zrobić.
      Znowu zaatakowała, ale skutek był taki sam co jakąś minute temu. Tym razem poczułam to mocniej. Za kolejnymi próbami traciła siły aż ostatecznie dała się ponieść ciemnościom.
--------------------------------------------------
Oto i "pechowy" 13 rozdział. :p
Nie będę się zbytnio nad nim rozpisywała.
Zasmuciła mnie ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Nie żebym was straszyła, ale jeśli to się nie zmieni to będę musiała zawiesić bloga.
Nie zrobiłam tego teraz, chociaż chciała, ale postanowiłam dać wam drugą szanse.
Zależy mi na tym opowiadaniu i chcę dojść w nim do końca, a uwierzcie rozdziałów nie zostało już tak dużo.
Mam nadzieje, że chociaż trochę do was doszło to co piszę. :)
Zachęcam do komentowania, bo to na prawdę motywuje do dalszej pracy. :)

4 komentarze:

  1. Super czekam na kolejny zaczepiasty next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przesyłam motywacje! Rozdział jest świetny, nadrobiłam poprzednie i jestem na bieżąco, więc pozostaje mi czekać na kolejne. Zgaduję, że na koniec zemdlała? Tak się kończą próby zaimponowania facetowi, eh kobiety... ;D I te niewinne pocałunki w policzek, Alice, Alice :D
    Ściskam i pozdrawiam
    Elena

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!!! Pietro jak zwykle cudowny... kapitan Ameryka również wspaniały ;) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak czekałam na ten rozdział . . . ~

    OdpowiedzUsuń

Oreuis bajkowe-szablony