- Czasami się zacinają - odezwała się jedna z nich. Była to blondynka o złocistych włosach, które luźno opadały na jej ramiona i niebieskawych oczach. Miała na sobie białą sukienkę w czarne groszki i czarne szpilki. Odsunęła ręką zdezorientowaną Alice do tyłu i zaczęła nocować się z szafką. W końcu drzwiczki się otworzyły i ukazały się dwie puste szafki i małe lusterko.
- Dziękuję - podziękowała cicho prawie niesłyszalnie.
- Nie ma za co! - Odpowiedziała jej wesoło dziewczyna. - Jestem Lisa - przedstawiła się wyciągając rękę na przywitanie. - A to jest Nicole - wskazała ręką na brązowooką brunetkę, która stała obok.
- Alice - rzekła wstydliwie.
- Miło cię poznać! Pewnie to ty jesteś tą nową.
- No raczej - odparła od niechcenia i wrzuciła książki do środka.
- Będziemy razem w klasie - oznajmiła Lisa.
- Super! - Powiedziała z ironią i zakluczyła drzwiczki. Ruszyła przed siebie do klasy od fizyki. Pierwszą lekcję miała z swoim wychowawcą, panem Smithem. Tak przynajmniej pisało na planie lekcji. Weszła do klasy. Wszystkie okna były zasłonięte i w pomieszczeniu panował półmrok. Ławki były jednoosobowe ustawione w czterech rzędach. Na samym końcu siedziała grupka chłopaków, a jakieś dwie dziewczyny siedziały na początku. Usiadła na środku i położyła torbę na ławkę. Wyciągnęła komórkę w której był SMS od Starka:
Po lekcjach przyjadę po ciebie.
- To twój chłopak? - Zapytała jedna z nich.
- Nie - zaśmiała się z goryczą. Przez uszy jej nie przeszło, że mogłaby być ze Starkiem. Są dwiema różnymi charakterami i gdyby nie mieszkanie ze sobą nie mieliby nic wspólnego. Nawet nie wie czy nadawałby się na przyjaciela, a co dopiero na chłopaka.
- Jesteś taka ładna, że aż myślałyśmy, że to może twój chłopak - odezwała się zawstydzona Nicole. Alice poczuła, że się rumieni. Słyszeć takie rzeczy od osoby o wiele ładniejszej od niej. Nigdy nie uznawała się za ideał piękna. No bo co mam czego inni nie mają? Myślała mijając każdą dziewczynę. Chciała już coś odpowiedzieć kiedy do sali wszedł jakiś mężczyzna. Był to wysoki facet około 40-stki. Miał na sobie czarny garnitur z granatowym krawatem, a na twarzy widniały duże okulary i wąsy. W prawej ręce trzymał dziennik z napisem 3A.
- Zaczyna się - westchnęła Lisa i odwróciła się w stronę tablicy. Rozpoczęła się lekcja. Pan Smith był nauczycielem fizyki. Alice to nie zachwycało, bo niebyła z tego przedmiotu geniuszem chociaż szło jej dzisiaj bardzo dobrze. Wychowawca okazał się całkiem przyzwoity. Na długiej przerwie znowu przyszły do niej te same dziewczyny. Tym razem przysiadły się do niej kiedy brunetka jadła obiad.
- I jak ci się podobają lekcje u nas? - Zapytała ją Nicola.
- Nie są takie złe - odpowiedziała. Chciała dodać, że w ostatniej szkole nawet dnia nie wytrzymała, ale wolała to zachować dla siebie. - Nauczyciele też są całkiem mili.
- Czasami potrafią być fajni - przyznała brunetka biorąc kęs kanapki. - Nasz wychowawca też jest całkiem, ale czasami trudno go zrozumieć.
Patrzyły na nią takim wzrokiem jakby chciały wiedzieć o niej coś więcej, ale nie mogła nic im o sobie powiedzieć. Nagle od stołu wyskoczyła jak oparzona Lisa.
- Mam pomysł! - Krzyknęła tak głośno, że aż osoby przy innych stolikach się odwrócili. Nicole chwyciła ją za rękaw i sprowadziła na dół. - Alice może masz ochotę wybrać się dzisiaj wieczorem na imprezę? Będzie super zabawa! - Zapewniła ją blondynka.
- Nie jestem pewna czy będę mogła - rzekła niepewnie.
- Jesteś w trzeciej klasie liceum. Dlaczego byś nie mogła wyjść na jedną imprezę? - Zdziwiła się dziewczyna. Dobre pytanie. Może dlatego, że nie jest taką osobą za którą ją biorą i ma moce o których jeszcze nie ma pojęcia. Oczywiście tego nie powiedziała w zamian zaczęła coś mamrotać pod nosem. W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy ruszyli na lekcje.
***
W końcu wszystkie lekcje się skończyły. Alice szybko wyszła zostawiając dziewczyny daleko w tyle. Na parkingu tak jak się umawiała czekał na nią Stark. Rzuciła torbę na tył i wsiadła do środka zatrzaskując za sobą drzwi.- Jak minął pierwszy dzień w szkole? - Zagadnął ruszając z piskiem opon.
- Tak jak każdy inny - odpowiedziała mrużąc oczy. - Zabierasz mnie do T.A.R.C.Z.Y.? - Bardziej stwierdziła niż spytała.
- Tak. Masz dzisiaj drugi trening. Tym razem z Pietro. Pewnie się cieszysz - spojrzał na nią z ukosa.
- Czemu bym miała się cieszyć? - Zapytała zdziwiona.
- Dość dużo czasu spędzacie ze sobą.
- Nie przesadzaj. Skąd o tym wiesz? - Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec, którego szybko zakryła.
- Ja wiem wszystko - wyszeptał i gwałtownie zatrzymał pojazd. Dziewczyna szybko złapała za rączkę od siedzenia.
- Zwariowałeś! - Krzyknęła podrywając się.
- Nie. Jesteśmy na miejscu - rzekł z drwiącym uśmiechem.
- Mówiłam ci już, że cię nienawidzę? - Zagadneła retorycznie.
- Ani razu.
- W takim razie mówię ci to po raz pierwszy. Nienawidzę cię - wybełkotała naburmuszona.
- Nie jesteś pierwsza i jedyna, która to powiedziała - rzucił i wysiadł. Chciała mu zwrócić jakąś niegrzeczną uwagę, ale postanowiła zachować ją dla siebie. W zamian głośno westchnęła. Tony podszedł do niej z drugiej strony i otworzył drzwi. Gestem wskazał żeby wyszła.
- Jaki dżentelmen - rzekła z ironią wychodząc z samochodu.
- Jeśli chcę to potrafię - odpowiedział i trzasnął drzwiami. Ruszyli do budynku. W drzwiach stał opierając się o framugę Pietro. Kiedy podeszła do niego on uśmiechnął się wywołując u Alice kolejny napad rumieńców.
- Chyba nie będziesz w tym ćwiczyć - stwierdził wskazując na jej ubranie. Spojrzała na nie po czym znowu na niego.
- Nic innego nie mam - wyznała szukając wzrokiem Starka, ale go już nie było.
- Nie musisz się martwić. Coś wykombinuję - ruszył przed siebie. Szli przez korytarz w dosłownej ciszy. Dziewczyna słyszała tylko swoje bici serca. Przystanęli przed drzwiami. Pietro wyjął z kieszeni bluzy kartę i otworzył je. Przed jej oczami pojawił się pokój. Podobny do tego co mieszkała na początku, ale ten wydawał jej się ciaśniejszy. Pierwszy wszedł do niego Maximoff, a za nim niepewnie brunetka. Czuła się jakoś niezręcznie obserwując wszystkie ruchy chłopaka, które były bardzo swobodne. Odłożył kartę na biurko i otworzył szafę w której zaczął coś grzebać. W końcu wyciągnął z niej jasnoróżowy dres. - Trzymaj. Powinien pasować - wręczył go Alice. Dziewczyna stała wryta patrząc na strój. Nie za bardzo przepadała za tym rodzajem ubrania. - Tam jest łazienka - wskazał na brązowe drzwi. Wyrwała mu dres z ręki i nie pewnie weszła do środka. Zaczęła się przebierać. Strój pasował na nią idealnie, ale i tak czuła się w nim jak worek. Spojrzała na siebie w lustrze i pomyślała gdzie tutaj widać ideał? Po prostu go nie ma. Wyszła z powrotem do pokoju znajdując w nim leżącego na łóżku Pietro.
- Wygodnie się leży? - Spytała zakładając ręce na piersi.
- A żebyś wiedziała, że tak - odpowiedział kładąc ręce pod głowę.
- Idziemy czy nie? - Zagadnęła w końcu zniecierpliwiona.
- Idziemy, idziemy - odparł wstając z łóżka. Otworzyła drzwi i we dwójkę znaleźli się na korytarzu. Ruszyła przed siebie nie czekając aż Avenger zamknie drzwi.
- Nie musisz tak pędzić. Jeszcze się nabiegasz - rzekł doganiając ją.
- Twoja siostra nie będzie zadowolona, że dałeś mi jej ubranie? - Spytała marszcząc oczy.
- Się okaże - wzruszył ramionami. Znaleźli się pod drzwiami, które prowadziły do hali treningowej. Pietro kopnął je, które z hukiem otworzyły się. Weszli do środka. Alice stanęła na środku sali. Na około panowała ciemność. Wzrokiem znalazła kontur ciała chłopaka. Stał oparty o ścianę, a na jego czarne adidasy padało nikłe światło z zewnątrz. Przez chwile stali tak kiedy w końcu łokciem zapalił światło. Zapanowała jasność. Dziewczyna gwałtownie zamknęła oczy od nagłego światła, a kiedy je otworzyła przed sobą zobaczyła Pietro. - Zaczynamy - rzucił z uśmiechem. Spuściła głowę i odsunęła się od niego o kilka kroków. Podniosła ją z powrotem, ale Avenger znowu był przy niej.
- Nie mogę mieć chwili prywatności? - Powiedziała zdenerwowana zakładając ręce na biodra i tupiąc energicznie stopą.
- Od chwili kiedy mamy razem trening to nie - odpowiedział po czym przysunął się do niej jeszcze bardziej tak, że dzieliły ich nikłe centymetry. - Widzisz ten słup? - Wskazał na jakiś betonowy fragment budynku, który znajdował się jakieś pięćset metrów dalej. Kiwnęła głową. - Masz przebiec go na około i wrócić tutaj. Daje ci na to trzy sekundy.
- Trzy sekundy! - Niemal krzyknęła.
- Może na początek rzeczywiście za mało - przyznał. - Masz pięć sekund.
- O wiele lepiej - prychneła. - Nie wszyscy są tak super szybcy jak ty.
- Fury powiedział, że jeszcze wiele mocy nie jest w tobie odkrytych, wiec może ty też umiesz bardzo szybko biegać, a o tym jeszcze nie wiesz.
- Skąd masz taką pewność?
- Nie mam, dlatego powiedziałem może - odparł i stojąc za nią chwycił ją obiema rękami za jej ręce. Na jej twarzy pojawił się wyraz zawstydzenia. - To nie jest w cale takie trudne. Zamknij oczy - rozkazał jej, a ona to zrobiła. - Wyobraź sobie, że jesteś - zamyślił się - gepardem, a co gepardy robią?
- Biegają - odpowiedziała głosem lekko zdławionym, a zarazem tak bardzo dziecinnym.
- Brawo, więc wyobraź sobie, że jesteś takim gepardem i musisz biegnąć - rzekł powoli ją puszczając. Alice stała tak myśląc o tym co dla niej powiedział. Wyobrazić sobie, że się jest zwierzęciem? To zabawa dobra dla dzieci, a nie dla prawie dorosłej osoby. Chyba. Chciała już mieć to za sobą. Wrócić do domu. Tego nieprawdziwego. Do Starka chociaż tak na prawdę nie darzyła go sympatią. Odrobić lekcje jak na osobę chodzącą do szkoły przystało. Być chociaż przez chwilę normalnym człowiekiem. Czy o coś wielkiego proszę? Myślała tak przez dłuższy czas aż w końcu dojrzała do tego momentu. Poczuła w sobie zwierzę. Złość mieszana z żalem do samej siebie sprawiła, że pobiegła, ale jak pobiegła! Czegoś takiego nigdy nie czuła. Wszystko inne wydawało się takie niedostrzegalne. Za wolne dla niej. Była tylko ona i droga po której się poruszała. To było prawie jak latanie. Nie czuła gruntu pod nogami. Poruszała się w powietrzu. Minęła słupek w niemal dwie sekundy. Na zakręcie ledwo wyrobiła się, a dalej biegła jak nigdzie dotąd. Była już prawie na miejscu, kiedy pojawił się problem. Jak zahamować? Zaczęła po prostu stawać machając przy tym rękami, ale gdy to robiła pod nogami czuła taki żar jakby jej buty miały zaraz spłonąć. Poczuła jak ktoś ją łapie. Jak robi obrót i ląduje na ziemi. Otwiera oczy, a obok siebie widzi Pietro. Scena wygląda niczym z filmu. Chłopak i dziewczyna, sami w niezręcznej sytuacji. W takich momentach dochodzi zazwyczaj do pocałunków, ale czy będzie tak teraz? Teraz nie była między nimi odległość centymetrowa. W ogóle jej nie było. Patrzyli sobie w oczy. Te niebieskie oczy jeszcze nigdy zdaniem Alice nie były takie niebieskie. Przynajmniej jej się tak wydawało. Wiedziała, że każdy ruch sprawi, że przeżyje swój pierwszy pocałunek, ale czy chciała tego teraz? W tym momencie? Z tą osobą? Nie potrafiła na nic odpowiedzieć, tylko patrzyła w jego oczy, które teraz wydały jej się najpiękniejszymi oczami na świecie. Z każdą minutą oddech jej przyspieszał, a serce biło tak jakby miało wyskoczyć. Miała już to zrobić kiedy drzwi się otworzyły na oścież, a do środka weszła Wanda. Dziewczyna poderwała się szybko czerwieniąc się ze wstydu. Wanda patrzyła na nich też zdezorientowana.
- Chyba wam przeszkodziłam - odezwała się po chwili niezręcznej ciszy.
- Nie. My już kończyliśmy - odpowiedziała i spojrzała na Pietro, który siedział bez ruchu z głową opuszczoną do ziemi. Uśmiechnęła się pod nosem dziękując za wspólny trening, przynajmniej za jego część. Minęła łukiem dziewczynę i zniknęła w drzwiach.
***
- Widzę, że ciekawie minął wam ten trening - powiedziała i usiadła na betonowy stopień.- Nie ważne - odpowiedział podnosząc się z ziemi.
- Nie sądziłam, że ona tak ci się podoba - przyznała zakładając nogę na nogę.
- A ty skąd to wiesz? - Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Wanda odwróciła głowę. - Znowu czytałaś mi w myślach! - Krzyknął na nią zdenerwowany. - Mówiłem ci żebyś mnie zostawiła w spokoju! Znajdź sobie inną ofiarę! - krzyknął po raz drugi i kopnął jakąś betonową część.
- Zmieniłeś się przez nią. Już nie jesteś tym samym Pietro co kiedyś - stwierdziła z spokojem chociaż, że jego słowa coraz bardziej ją raniły. - Ona cię zniszczy. Widziałam to.
- Twoje przepowiednie są do dupy - bąknął nadal zdenerwowany na nią.
- Dobrze wiesz, że w większości się sprawdzają.
- Mówisz tak, bo jesteś po prostu o nią zazdrosna! Boisz się, że cię wygryzie z grupy przy tym zabierając tobie mnie. Nie jestem głupi Wanda, ale nie możesz mnie mieć na wyłączność - jego ton był chłodny i niezmieniający się.
- Mam gdzieś tych Avengersów! Ja boję się o ciebie! Co jak co, ale jesteś moim bratem i chcesz czy nie będę się o ciebie martwić, bo tylko ty mi zostałeś - podniosła głos, który był bliski płaczu, ale starała to ukryć.
- Nie jestem twoją własnością - powtórzył i wyszedł z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami i zostawiając swoją siostrę samą.
------------------------------------
Poprzedni rozdział był krótki to ten zrobiłam trochę dłuższy. Jak wam się podoba? :) Miał być już w środę, ale ze względu, że przez kilka dni byłam nad morzem i nie miałam czasu pisać, a wena w tym nie pomagała, więc jest dopiero dzisiaj. :) Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
3 komentarze = następny rozdział