sobota, 3 października 2015

Rozdział 11

***
     Na ulicach panował popłoch. Wielkie zamieszanie. Akcja ta nie wyglądała na łatwą. Żadna taka nie jest gdy w grę wchodzi życie ludzi. Trzeba było ich szybko uspokoić, zabrać w bezpieczne miejsce. Zazwyczaj do tego jest przydzielona grupa superbohaterów, ale tym razem było ich wszystkich tylko dwójka. Gdy dojechali na miejsce od razu zauważyli samochód pędzący po ulicach Manhattanu. Hydra. Dawno już nie widzieli tych samochodów.
- Dawno nie przychodzili w gości - odezwał się wyskakując z furgonetki Falcon.
- Zadziwiające jest to, że dla kota na drzewie wysyłają cały budynek do akcji, a do akcji zagrażającej życiu, tylko naszą dwójkę - mruknął blondyn spoglądając z boku na czarnoskórego Avenger'a. Było ciężko. T.A.R.C.Z.A. już nie była tak zgrana jak kiedyś, a znalezienie godnego kompana z wspólnymi poglądami liczyło się do sporego wyzwania. Bycie superbohaterem wśród zwykłych ludzi nie było proste. Ludziom nie koniecznie podoba się to co robią. - To co robimy? - Spytał zakasując rękawy Pietro.
- Ty zajmiesz się ludźmi, a ja dorwę ten samochód - rozkazał.
- Zawsze musisz brać dla siebie najlepsze - przewrócił oczami.
- Ktoś musi - odburknął. Nie było szans gonić tego samochodu. Był za szybki. Nawet jeśli dogoniłby go Pietro to i tak nie dałby rady sam go zatrzymać.
     Postanowili przejść na skróty przez wąskie przejścia między budynkami na drugą stronę ulicy, gdzie by go dorwali. Przeszli szybko wręcz biegiem obmyślając przy tym plan działania. Robienie dwóch rzeczy na ras było cechą wrodzoną u Avengera. Gdy przeszli na drugą stronę zauważyli jeszcze większy popłoch. Czarny pojazd już nadjeżdżał. Właśnie mieli już zaczynać akcje gdy zauważyli małego chłopca. Ten samochód mógł go zabić. Falcon miał już lecieć do niego, ale został zatrzymany przez blondyna.
- Co ty robisz? - Krzyknął zdenerwowany odpychając jego dłoń.
- Patrz! - Wskazał ręką na szybki cień, który minął samochód i już dobiegał do chłopca. Zwykłe ludzkie oko tego typu rzeczy nie widzi, ale oczy superbohaterów były bardzo wyczulone na takie rzeczy. Do głowy Pietro wpadło tylko jedno imię. Alice. Serce mu zamarło. Chciał tam biec, ale coś mu mówiło, że nie powinien tego robić. Gdy się ocknął zobaczył, że jego towarzysza już nie było. Pobiegł dalej za samochodem.
***
     Można było śmiało nazwać to grobową ciszą. Ulica, która jeszcze kilka minut temu była przepełniona od wielu różnych odgłosów teraz zapadła w jedną wielką ciszę. Ludzie, którzy jeszcze niedawno uciekali gdzie pieprz rośnie zgromadzili się w jedną wielką grupę i każdy swój wzrok zwrócił na Alice. Ona w zastygnięciu trzymała blisko siebie chłopca. Jeszcze nie dochodziło do jej głowy to co się właśnie wydarzyło. Po jakiejś minucie dopiero powoli zaczęła znowu racjonalnie myśleć. Złapała chłopca za ramiona i kucnęła. Przypatrzyła się jego twarzy. Miał na niej lekkie zadrapania, ale poza tym nic większego mu się nie stało. Zmierzwiła mu dłonią włosy i wstała.
- Następnym razem lepiej uważaj - ostrzegła go. W tym czasie przybiegła do chłopca jego matka. Klęknęła przed nim i przytuliła go mocno. Był to bardzo wzruszający widok.
- Nigdy mi tego nie rób! - Pogroziła mu trzęsącą od nerwów dłonią. Ledwo powstrzymywała łzy. Znowu przytuliła go bardzo mocno do siebie. Ta scena trwała krótko, ale za to tyle żeby w sercu Alice pojawiło się coś przez co pierwszy raz nie żałowała tego, że jest jaka jest. Kobieta po jakimś czasie zauważyła stojącą obok dziewczynę. Wstała z ziemi i spojrzała w stronę stojącej brunetki.
- Dziękuję za to, że pani uratowała mojego syna - podziękowała. - Jakby nie pani to - urwała. Mogę wiedzieć jak pani na imię? - Zagadnęła niepewnie. Dziewczyna spojrzała zmieszana. gdy miała już wymawiać swoje imię poczuła jak ktoś ciągnie ją na bok. Próbowała się wyszarpać z uścisku, ale była trzymana zbyt mocno.
     Minęli zdezorientowany tłum i stanęli za rogiem. Alice wyrwała swoją rękę z jego uścisku i poprawiła bluzkę. Teraz mogła dokładnie przypatrzeć się temu człowiekowi. Był to czarnoskóry mężczyzna ubrany w ciemny strój podobny do tych, które noszą Avengersi. Włosy miał ciemne obcięte na krótko. Nie znała go, ale on jakimś cudem znał ją.
- Kim jesteś? - Spytała niepewnie.
- Nie znasz mnie, ale ja znam cię - odpowiedział w sposób tajemniczy co wywołało u dziewczyny niepokój. Przechodziły ją dziwne myśli. - Nie powinnaś wymawiać jej swojego imienia - pouczył ją.
- Co ty możesz wiedzieć - burknęła krzyżując ręce. - Kim jesteś? - Dopytywała się, ale nie dostała odpowiedzi. Znowu złapał ją za rękę i pociągnął wzdłuż krótkiej uliczki gdzie na końcu stał ciemny duży samochód. Widząc go zaczęła się szamotać próbując wyrwać, ale znowu była trzymana za mocno. Wepchnął ją niemal do pojazdu. Będąc w nim usłyszała znajomy głos. Podniosła wzrok z ziemi i na siedzeniu obok kierowcy zobaczyła Pietro.
- Niezła akcja - pochwalił ją blondyn.
- Nie ma za co ją chwalić. Zachowała się niezgodnie z jej regulaminem - odezwał się znowu ten sam mężczyzna.
- Może przedstawisz swojego kolegę, który potraktował mnie jak jakiegoś zbira - odparła obruszona siadając na jeden z wolnych foteli.
- Falcon - burknął z końca pojazdu mężczyzna.
- Milo cię poznać - odpowiedziała niemal w ten sam sposób co on jej. - Jest jeszcze ktoś kogo powinnam poznać?
- Jest jeszcze wielu innych osób, których nie znasz i może i nie poznasz.
     W tej chwili zatrzymali się na parkingu przed budynkiem. Nie chciała tam wracać, ale nie miała wyjścia. Nie czekając na nikogo otworzyła sama drzwi i wyszła z samochodu. Popołudniowe promienie słońca poraziły ją w oczy. Przetarła je pięściami, a wtedy przed sobą zauważyła znajomą posturę. Był to Steve. Patrzył na nią wzrokiem, który ukrywał zawód, ale starał się nie ukazywać tego. Wyczuła to i przez chwile poczuła wstyd, który przemienił się w obojętność do otoczenia.- Fury cię wzywa - oznajmił.
- Pewnie dostanę jakąś karę - powiedziała pól żartem, a pół serio.
- Nie powinnaś z tego się śmiać - rzekł poważnie.
- Chyba nikogo nie zabiłam - zaśmiała się żałośnie, ale jego to ani trochę nie roześmiało.
- Musisz zapamiętać, że nasz regulamin przestrzegamy jak najdokładniej - próbował ją pouczyć, ale w tej chwili usłyszeli za sobą czyjś śmiech. Był to Pietro, który po chwili stał już przed nami.
- Rozluźnij się - odezwał się do niego. - Młoda jest. Potrzebuje się zabawić - uśmiechnął się do niej, a ona poczuła, że się rumieni.
- Tak jak ty? - Prychnął. - Życie nie jest tylko po to żeby się bawić. Dorośnij.
- Ja mam na to czas, a ty - zamyślił się. - Jakby nie twój wygląd nigdy bym nie powiedział, że jesteś tak stary - rzekł z pogardliwym uśmiechem. Spoglądała raz na tego raz na drugiego kompletnie nie wiedząc o co im chodzi. Była to kłótnia czy mocna wymiana zdań? A może obie te wersje? - Chodź! - Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wejścia. Odwróciła się w stronę Rogers'a i posłała mu spojrzenie mówiące przepraszam. On uśmiechnął się do niej lekko na znak wybaczenia. Weszli do środka. Już dokładnie pamiętała drogę do jego biura. Jeszcze nie raz przejdzie nią i posłucha jego mądrych do bólu myśli.
- Mogłabym wiedzieć o czym wy konkretnie rozmawialiście? - Spytała zaciekawiona. Avenger wzruszył ramionami.
- Taka nasza mała gra - wyjaśnił, a ona pokręciła znacząco oczami.
- Mam rozumieć, że z wszystkimi tak pogrywasz - mruknęła. Blondyn się zaśmiał.
- To jedyna rozrywka tutaj od kilku miesięcy - oznajmił.
     Stali właśnie przed drzwiami biura, które otworzył jeden z agentów. Fury tak jak kiedyś stał w tym samym miejscu patrząc gdzieś w dal przez okno. Weszli do środka. Zamknięto za nimi z trzaskiem drzwi. Poczuła jak coś jej podchodzi do gardła przez co nie może mówić. Dziwne to było, bo przecież nic takiego nie zrobiła, a jednak czuła się jak jakiś przestępca.
- Zostaw nas Maximoff - odezwał się do niego agent. Avenger skinął głową i już nie było go w tym pomieszczeniu. - Siadaj - wskazał na brązowy fotel umieszczony na przeciw biurka. Zrobiła to. Siedziała teraz jak na szpilkach. Dlaczego się boisz? Dlaczego? Powtarzała jak mantrę.
- Mogę wiedzieć co takiego zrobiłam, że wszyscy traktują mnie jak kryminalistę? - Wydusiła z siebie te trapiące ją pytanie.
- Było mówione, że nie możesz wychodzić bez naszego pozwolenia - odwrócił się w jej stronę.
- Nic przecież złego nie zrobiłam - zaprotestowała.
- Mogli się o tobie dowiedzieć.
- Ale się nie dowiedzieli - ciągle trzymała za swoim.
- Dobrze wiesz, że jesteś naszą tajemnicą - jego głos stał się sroższy. Nie spodobało się jej te określenie. Tajemnica brzmiało jak coś co utrzymuje się w ukryciu. Coś co nie powinno istnieć, a istnieje, a teraz trzeba to ukrywać. Tak właśnie się czuła gdy ktoś jej o tym przypominał.
- Gdy by nie ja ten chłopiec mógłby zginąć - także podniosła głos.
- Nic by mu się nie stało. Na miejscu byli już nasi agenci - zapewnił ją, ale ona mu nie wierzyła. Nikogo tam nie było. Przynajmniej tak sądziła.
- Jakoś nikogo nie widziałam aż do końca akcji - bąknęła krzyżując ręce.
     Patrzył prosto w jej oczy. Ona nie ulegała. Chciała pokazać obojętność chociaż w głębi duszy była strasznie zdenerwowana. Ścisnęła dłonie w pięści. Nie chciała tego tutaj. W tym momencie.
- Alice nie denerwuj się - mówił teraz już delikatniejszym tonem. Nie takim podniosłym jak wtedy. Jakby wiedział co może się wydarzyć. Puls jej przyspieszał, ale próbowała chociaż opanować oddech. Był on ciężki, a zarazem słaby. Po paru głębszych oddechach zaczął się normować. Na szczęście. Serce też po chwili się umiarkowało. Wróciło wszystko do normy. - Robimy wszystko dla twojego dobra. Nie chcesz wiedzieć co by było gdyby Hydra dowiedziała się o twoim istnieniu. Byłabyś w sporym niebezpieczeństwie.
     Przełknęła głośno ślinę. Słowo niebezpieczeństwo w ustach Fury'ego brzmiały strasznie i jak najbardziej poważnie.
- Mam rozumieć, że nie mogę wykorzystywać swoich mocy przy jakichkolwiek ludziach.
- Cieszę się, że mnie zrozumiałeś - przez chwilę dla Alice wydawało się, że na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Odszedł od biurka i znowu stanął przed oknem. Dziewczyna powoli odsunęła krzesło i wstała. Odwróciła się w stronę drzwi i powoli ruszyła w ich stronę. Otwierając je usłyszała głos Fury'ego:
- Trzymaj się Roggers'a. Z nim będziesz bezpieczna.
 -----------------------------------------------------------
Oto i rozdział 11! :D
Mam nadzieje, że wam się on spodoba. :)
Jak zauważyliście pojawiła się nowa postać, Falcon. :)
Powoli będę wprowadzać także inne osoby, które trochę namieszają w opowiadaniu.
Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
4 komentarze=następny rozdział

5 komentarzy:

  1. Oł jea jaram się oł jea. Próbuje się zorientowac z kim będzie kręcić Alice a Rogersem czy z Pietro. OMG czekam niecierpliwie

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Biedna Alice....Live is brutal. Tak xD. Rozdział świetny! Kiedy kolejny czekam z niecierpliwością. Życzę weny i slę całuski!
    Pozdrawiam Fran ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie nadrobiłam, bądź dumna! Albo i nie... rób co chcesz :D
    Powiem, że się poprawiłaś patrząc na twoje pierwsze rozdziały. Gratulacje.
    Weny życzę, moja koleżanko
    I zapraszam do siebie
    http://love-is-a-weakness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej !!! Cudny jest ! Czekam na 12 rozdział ! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo!!! Pietro jak zwykle wspaniały. Współczuję Alice. Ja już chcę kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń

Oreuis bajkowe-szablony