Wieczór zapowiadał się na bardzo udany mimo tego przykrego zdarzenia z rana. W kawiarni, która znajdowała się niedaleko parku było mało ludzi, więc szybko znaleźli wolne miejsce. Miło było pić wspólnie cappuccino i rozmawiać o wszystkim co nie było związane z ratowaniem czyjegoś życia. Dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy o Avengersie. Ona sama mu opowiedziała o sobie, jednak jej życie nie było tak ciekawe jak jego. Żadnych akcji. Zero ciekawych momentów. Śmiali się z ich wybryków jak i wpadek innych.
Gdy kończyli już picie kawy, zadzwonił telefon Steve'a. Roggers przeprosił na moment dziewczynę i odszedł od stolika. Odebrał. Alice zaciekawiona tym nagłym telefonem postanowiła go podsłuchiwać. Może było to niegrzeczne, ale jakże zachęcające. Wytężyła jak najmocniej słuch i udając, że przygląda się ludziom chodzącym po chodniku uważnie nasłuchiwała.
- Znaleźliśmy go - powiedział głos w komórce podobny do głosu Furry'ego.
- Gdzie jest? -Spytał poważnie jakby ta informacja była dla niego bardzo ważna.
- W ruinach starej fabryki za miastem - poinformował.
- Zaraz tam będę - oznajmił i rozłączył się. Schował telefon do kieszeni i wrócił do stolika. Wyciągnął pieniądze z portfela i zostawił je na stoliku. - Dostałem ważny telefon. Muszę iść. Zawiozę cię do Stark'a - wyjaśnił zabierając wszystkie rzeczy.
- Nie!- Sprzeciwiła się gwałtownie wstając. - Idę z tobą!
Avenger posłał ku niej przeczące spojrzenie.
- Nie ma mowy - skrzyżował ręce i pokiwał głową. - Może być to niebezpieczne.
- No i co z tego? - Wzruszyła ramionami. - Niebezpieczeństwo to moje drugie imię.
Steve zaśmiał się. Wiedziała, że jej nie odmówi.
- Dobrze. Chodźmy - odparł z naturalnym uśmiechem.
Szybko pozbierali swoje rzeczy i już wyszli z budynku. Nad miastem świecił już księżyc, a wokół niego drobno rozłożone gwiazdy. Na oko była już dziesiąta w nocy. Światła lamp oświetlały ciemne ulice po których mimo późnej pory jeździło dużo samochodów. Chodniki pozostawały puste. Tylko od czasu do czasu przeszedł jakiś bezdomny. Już dawno nie widziała takich pustek.
W mgnieniu oka znaleźli się przy samochodzie. Roggers otworzył dla dziewczyny drzwi, a sam usiadł obok na miejscu kierowcy. Przekręcił kluczyki w stacyjce. Samochód wydał z siebie burkot i już po chwili jechali przez zatłoczone ulice miasta.
- Trochę potrwa puki dojedziemy - oznajmił stojąc w korku.
- Nie szkodzi - rzekła z wymuszonym uśmiechem. Opierając policzek na ręce oglądała najbliższe centrum handlowe. Westchnęła gdy zobaczyła przechodzącą młodzież w jej wieku, która prawdopodobnie szła na jakąś imprezę. Jak ona marzyła o takim życiu. Nawet nie zauważyła, że znowu przemieszczają się po ulicach Nowego jorku. Dała ponieść się wodze fantazji.
Niebawem znaleźli się już na miejscu. Alice jeszcze nigdy nie była w tym rejonie miasta. Wyglądał na opuszczony i jakby nikt go nie zamieszkiwał. Znajdowały się tutaj stare fabryki, które zostały zastąpione nowymi ulepszonymi. Nie wiele osób zapuszczało się w tą stronę ze względu na kręcących się dziwnych typów.
Zaparkowali przed jedną z ruder. Nie należała do największych i zadbanych. Ściany były pokryte graffiti z których sypał się tynk. Cała budowla groziła zawaleniem.
Wyszli z samochodu. Dziewczyna czuła się lekko skrępowana i do jej głowy dochodził myśl, że może nie potrzebnie tutaj jest, ale chciała z nim spędzić tą chwilę. Steve otworzył bagażnik z którego wyciągnął dwa podręczne pistolety. Jeden z nich podał dla niej. Alice nie wiedziała zbytnio co ma z tym podarunkiem zrobić. Wzięła go niepewnie w palce. Przewracała pistolet w dłoni bardzo ostrożnie by nic nie przycisnąć. Mogło wystrzelić w każdej chwili. Podwinęła lekko do góry bluzkę i schowała pistolet za luźnym paskiem. Avenger trzasnął bagażnikiem i sam powtórzył tą samą czynność co przed chwilą dziewczyna.
- Idziemy - oznajmił i energicznym krokiem ruszył w stronę budynku. Brązowowłosa podreptała za nim.
Stanęli przed wejściem. Nie było tutaj drzwi, więc jeden problem zniknął. Przed ich oczami ukazała się ciemna przestrzeń. Poczuła jak jej żołądek ściska się w jedną małą kulkę. Te miejsce kojarzyło się jej ze scenami z horrorów.
Steve wyciągnął z kieszeni latarkę. Zaświecił nią, ale nic ciekawego nie było. Zrobili krok do przodu. Podłoga zatrzeszczała. W powietrzu było czuć wilgoć. Panowała głucha cisza. Tylko było słychać ich kroki i kapanie wody. Dziewczynie serce zaczęło bić jak armata. Korytarz ciągnął się, a na jego końcu droga rozdzielała się na dwie części. Zerknęli w każdą stronę, ale nic nie dostrzegli. Po jakimś czasie Roggers dał znać by poszli w prawo. Tutaj przejście było węższe, więc musieli iść gęsiego. Tym razem ściany były zrobione z okien. Alice przyglądając się w nich widziała swoje odbicie. Włosy miała całkowicie roztrzepane. Przydałoby się wsiąść prysznic pomyślała, ale właśnie w tej chwili zauważyła jasny punkt na końcu korytarza.
- Co to? - Spytała półszeptem wskazując na punkt. Avenger nic nie odpowiedział tylko zaczął iść szybciej w jego stronę. Podreptała za nim. W ciemności potykała się o nierówną podłogę. Przejście to było krótsze od głównego.
Wpadając do większego pomieszczenia stanęła jak wryta. Światło okazało się lampką umieszczoną na starym sklejanym stoliku w rogu. Przy nim na krześle siedział mężczyzna z głową pochyloną do ziemi. Brązowe kosmyki włosów spadały lekko zatrzymując się na czole. Ubranie miał podarte, jednak podobne do stroi jakie nosiła T.A.R.C.Z.A. Nie mogła przyjrzeć się jego twarzy. Steve stanął obok niej i wziął głęboki oddech. Widać znał mężczyznę. Rzuciła ku niemu ciekawskie spojrzenie.
- Bucky - odezwał się Avenger, a mężczyzna podniósł głowę.
Chłopak stanął na przeciwko budynku. W jego stronę szło wiele młodzieży. Większość nawet nie spojrzała na niego. Blondyn wsadził dłonie do kieszeni i ruszył wąską drużką w stronę szkoły. Dawno zapomniał jak to jest chodzić do niej. Rzucił ją wraz ze siostrą po śmierci rodziców. Z czasem zaczął tego żałować, bo kto wie jak mogłoby potoczyć się ich życie gdyby nie odeszli.
Stanął przed brukowanymi schodami prowadzącymi do dużych białych drzwi. Wskoczył szybko i pchnął je mocno. Ku jego oczom ukazał się tłum nastolatków. Jednak nigdzie nie było tych kogo szukał. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie miał zamiaru spędzić całego dnia na szukaniu dwóch dziewczyn. Kątem oka dostrzegł dwie charakterystyczne osoby. Podążył w ich stronę gdy te wchodziły do damskiej łazienki. Przepchał się przez tłumy i stanął na przeciwko białych drzwi z namalowanym ludzikiem w sukience. Bez zastanowienia wszedł do środka. Widząc dwie zakłopotane kobiety uśmiechnął się szeroko.
- Witam - przywitał się.
- Nie umiesz czytać? To toaleta dla dziewczyn - zaznaczyła blond włosa piękność krzyżując ręce na piersi. Chłopak wyjrzał z pomieszczenia udając, że wcale tego nie zauważył.
- Przyszedłem do was - oświadczył tym razem poważnie.
- Ciekawe miejsce do spotkań - zironizowała brunetka oparta o pomazaną ścianę. Blondyn przeszedł przez pomieszczenie i oparł się o jedną z trzech umywalek.
- Chodzi o waszą przyjaciółkę - zaznaczył, a oczy reszty rozszerzyły się z niepokojem spoglądając na siebie nawzajem. Reakcja szczerze ucieszyła młodego chłopaka. - Mam dla was propozycje - wyznał z szerokim uśmiechem.
-----------------------------------------------------------
Gdy kończyli już picie kawy, zadzwonił telefon Steve'a. Roggers przeprosił na moment dziewczynę i odszedł od stolika. Odebrał. Alice zaciekawiona tym nagłym telefonem postanowiła go podsłuchiwać. Może było to niegrzeczne, ale jakże zachęcające. Wytężyła jak najmocniej słuch i udając, że przygląda się ludziom chodzącym po chodniku uważnie nasłuchiwała.
- Znaleźliśmy go - powiedział głos w komórce podobny do głosu Furry'ego.
- Gdzie jest? -Spytał poważnie jakby ta informacja była dla niego bardzo ważna.
- W ruinach starej fabryki za miastem - poinformował.
- Zaraz tam będę - oznajmił i rozłączył się. Schował telefon do kieszeni i wrócił do stolika. Wyciągnął pieniądze z portfela i zostawił je na stoliku. - Dostałem ważny telefon. Muszę iść. Zawiozę cię do Stark'a - wyjaśnił zabierając wszystkie rzeczy.
- Nie!- Sprzeciwiła się gwałtownie wstając. - Idę z tobą!
Avenger posłał ku niej przeczące spojrzenie.
- Nie ma mowy - skrzyżował ręce i pokiwał głową. - Może być to niebezpieczne.
- No i co z tego? - Wzruszyła ramionami. - Niebezpieczeństwo to moje drugie imię.
Steve zaśmiał się. Wiedziała, że jej nie odmówi.
- Dobrze. Chodźmy - odparł z naturalnym uśmiechem.
Szybko pozbierali swoje rzeczy i już wyszli z budynku. Nad miastem świecił już księżyc, a wokół niego drobno rozłożone gwiazdy. Na oko była już dziesiąta w nocy. Światła lamp oświetlały ciemne ulice po których mimo późnej pory jeździło dużo samochodów. Chodniki pozostawały puste. Tylko od czasu do czasu przeszedł jakiś bezdomny. Już dawno nie widziała takich pustek.
W mgnieniu oka znaleźli się przy samochodzie. Roggers otworzył dla dziewczyny drzwi, a sam usiadł obok na miejscu kierowcy. Przekręcił kluczyki w stacyjce. Samochód wydał z siebie burkot i już po chwili jechali przez zatłoczone ulice miasta.
- Trochę potrwa puki dojedziemy - oznajmił stojąc w korku.
- Nie szkodzi - rzekła z wymuszonym uśmiechem. Opierając policzek na ręce oglądała najbliższe centrum handlowe. Westchnęła gdy zobaczyła przechodzącą młodzież w jej wieku, która prawdopodobnie szła na jakąś imprezę. Jak ona marzyła o takim życiu. Nawet nie zauważyła, że znowu przemieszczają się po ulicach Nowego jorku. Dała ponieść się wodze fantazji.
Niebawem znaleźli się już na miejscu. Alice jeszcze nigdy nie była w tym rejonie miasta. Wyglądał na opuszczony i jakby nikt go nie zamieszkiwał. Znajdowały się tutaj stare fabryki, które zostały zastąpione nowymi ulepszonymi. Nie wiele osób zapuszczało się w tą stronę ze względu na kręcących się dziwnych typów.
Zaparkowali przed jedną z ruder. Nie należała do największych i zadbanych. Ściany były pokryte graffiti z których sypał się tynk. Cała budowla groziła zawaleniem.
Wyszli z samochodu. Dziewczyna czuła się lekko skrępowana i do jej głowy dochodził myśl, że może nie potrzebnie tutaj jest, ale chciała z nim spędzić tą chwilę. Steve otworzył bagażnik z którego wyciągnął dwa podręczne pistolety. Jeden z nich podał dla niej. Alice nie wiedziała zbytnio co ma z tym podarunkiem zrobić. Wzięła go niepewnie w palce. Przewracała pistolet w dłoni bardzo ostrożnie by nic nie przycisnąć. Mogło wystrzelić w każdej chwili. Podwinęła lekko do góry bluzkę i schowała pistolet za luźnym paskiem. Avenger trzasnął bagażnikiem i sam powtórzył tą samą czynność co przed chwilą dziewczyna.
- Idziemy - oznajmił i energicznym krokiem ruszył w stronę budynku. Brązowowłosa podreptała za nim.
Stanęli przed wejściem. Nie było tutaj drzwi, więc jeden problem zniknął. Przed ich oczami ukazała się ciemna przestrzeń. Poczuła jak jej żołądek ściska się w jedną małą kulkę. Te miejsce kojarzyło się jej ze scenami z horrorów.
Steve wyciągnął z kieszeni latarkę. Zaświecił nią, ale nic ciekawego nie było. Zrobili krok do przodu. Podłoga zatrzeszczała. W powietrzu było czuć wilgoć. Panowała głucha cisza. Tylko było słychać ich kroki i kapanie wody. Dziewczynie serce zaczęło bić jak armata. Korytarz ciągnął się, a na jego końcu droga rozdzielała się na dwie części. Zerknęli w każdą stronę, ale nic nie dostrzegli. Po jakimś czasie Roggers dał znać by poszli w prawo. Tutaj przejście było węższe, więc musieli iść gęsiego. Tym razem ściany były zrobione z okien. Alice przyglądając się w nich widziała swoje odbicie. Włosy miała całkowicie roztrzepane. Przydałoby się wsiąść prysznic pomyślała, ale właśnie w tej chwili zauważyła jasny punkt na końcu korytarza.
- Co to? - Spytała półszeptem wskazując na punkt. Avenger nic nie odpowiedział tylko zaczął iść szybciej w jego stronę. Podreptała za nim. W ciemności potykała się o nierówną podłogę. Przejście to było krótsze od głównego.
Wpadając do większego pomieszczenia stanęła jak wryta. Światło okazało się lampką umieszczoną na starym sklejanym stoliku w rogu. Przy nim na krześle siedział mężczyzna z głową pochyloną do ziemi. Brązowe kosmyki włosów spadały lekko zatrzymując się na czole. Ubranie miał podarte, jednak podobne do stroi jakie nosiła T.A.R.C.Z.A. Nie mogła przyjrzeć się jego twarzy. Steve stanął obok niej i wziął głęboki oddech. Widać znał mężczyznę. Rzuciła ku niemu ciekawskie spojrzenie.
- Bucky - odezwał się Avenger, a mężczyzna podniósł głowę.
*Nazajutrz*
Chłopak stanął na przeciwko budynku. W jego stronę szło wiele młodzieży. Większość nawet nie spojrzała na niego. Blondyn wsadził dłonie do kieszeni i ruszył wąską drużką w stronę szkoły. Dawno zapomniał jak to jest chodzić do niej. Rzucił ją wraz ze siostrą po śmierci rodziców. Z czasem zaczął tego żałować, bo kto wie jak mogłoby potoczyć się ich życie gdyby nie odeszli.
Stanął przed brukowanymi schodami prowadzącymi do dużych białych drzwi. Wskoczył szybko i pchnął je mocno. Ku jego oczom ukazał się tłum nastolatków. Jednak nigdzie nie było tych kogo szukał. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie miał zamiaru spędzić całego dnia na szukaniu dwóch dziewczyn. Kątem oka dostrzegł dwie charakterystyczne osoby. Podążył w ich stronę gdy te wchodziły do damskiej łazienki. Przepchał się przez tłumy i stanął na przeciwko białych drzwi z namalowanym ludzikiem w sukience. Bez zastanowienia wszedł do środka. Widząc dwie zakłopotane kobiety uśmiechnął się szeroko.
- Witam - przywitał się.
- Nie umiesz czytać? To toaleta dla dziewczyn - zaznaczyła blond włosa piękność krzyżując ręce na piersi. Chłopak wyjrzał z pomieszczenia udając, że wcale tego nie zauważył.
- Przyszedłem do was - oświadczył tym razem poważnie.
- Ciekawe miejsce do spotkań - zironizowała brunetka oparta o pomazaną ścianę. Blondyn przeszedł przez pomieszczenie i oparł się o jedną z trzech umywalek.
- Chodzi o waszą przyjaciółkę - zaznaczył, a oczy reszty rozszerzyły się z niepokojem spoglądając na siebie nawzajem. Reakcja szczerze ucieszyła młodego chłopaka. - Mam dla was propozycje - wyznał z szerokim uśmiechem.
-----------------------------------------------------------
O to nowy rozdział. Tak szczerze to wstawiam go już jakieś dwa tygodnie. Ostatnio w ogóle nie miałam na to czasu, ale już jestem. Jak pewnie zauważyliście do opowiadania doszedł Bucky. Chciałam wprowadzić go dopiero przed finałem, ale stwierdziłam czym szybciej tym lepiej. :) Jestem już w połowie pisania 17 rozdziału, ale zastanawiam się czy po jego opublikowaniu zawiesić bloga. Już kiedyś o tym pisałam i zauważyłam, że nic się nie zmieniło. Mam już pomysł na nowego bloga. Nawet napisałam już 10 rozdziałów, więc kto wie może zacznę go publikować z nowym rokiem. Jeśli nie chcecie bym go zawieszała to zostawcie pod rozdziałem komentarz. Dla was to tylko chwila, a ja za to mam wielką motywacje. :) Do następnego i wszystkim życzę wesołych świąt. :*
Mega! (Jak zwykle) Super rozdział. Czekam z niecierpliwością na next'a. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńFrancesca Evans
Super rozdział...czekam na next mam nadzieję ze pojawi się niebawem...
OdpowiedzUsuńBłagam nie zawieszaj! Jest świetny! Genialny! Z niecierpliwością czekam na nexta :-)
OdpowiedzUsuńNie zawieszaj , bo piszesz świetnie . Czekam z zapartym tchem
OdpowiedzUsuń